Mniej religii w szkołach. Szymon Hołownia nie ma wątpliwości: lekcje religii powinny być przy parafii

Szymon Hołownia

— Jestem zwolennikiem tego, że lekcje religii powinny być przy parafii, bo one też budują wspólnotę. Nie jest tak, że ksiądz staje się urzędnikiem państwowym, który z tej parafii wychodzi i nie skupia ludzi wokół niej, nie oswaja ich z tym miejscem (…) Człowiek sam powinien decydować o tym, czy na tę religię chodzić — mówił w podcaście “Rachunek Sumienia”. Odcinek dotyczył relacji między państwem a Kościołem — nie mogło więc zabraknąć m.in. dyskusji o lekcjach religii w szkołach. W pewnym momencie dyskusja zeszła na kwestie finansowania placówek kościelnych, a marszałek zdradził ile “daje na tacę”.

Wraz z początkiem każdego roku szkolnego wraca dyskusja wokół wycofania religii ze szkół. Temat ten nabrał rozgłosu także po wyborach, gdy nowa ministra edukacji Barbara Nowacka zapowiedziała, że ma zamiar zlikwidować jedną lekcję religii. Religia w szkole finansowana jest z budżetu miasta, co nie wszystkim się podoba. Państwo co roku wydaje na ten cel ok. 2 mld zł.

— Przede wszystkim Basia Nowacka, nowa minister, zanim ogłosiła tę decyzję, mogła porozmawiać z innymi koalicjantami o tym, jakie mamy już wypracowane rozwiązania w tej sprawie — rozpoczął Hołownia. — Zgadzam się z nią, że ta kwestia musi zostać rozwiązana, natomiast powinna zostać rozwiązana dokładniej. Ja w przeciwieństwie, do bardzo wielu osób, które dyskutują, przeczytałem konkordat. I problemem nie jest konkordat, ale deklaracja interpelacyjna do konkordatu, która pochodzi z 1997 r. Od tamtej pory nie została zmieniona — wyjaśnił marszałek.

“Każda szkoła powinna w cudzysłowie zamawiać tyle lekcji religii, ile chcą rodzice”

— Jest to rzecz, którą może zmienić każdy rząd. To tam zapisane jest, że państwo zapewnia warunki do nauczania religii. Natomiast nie jest napisane, kto finansuje, czy ile ma być godzin nauczania. To wszystko jest w deklaracji interpretacyjnej i w rozporządzeniach. (…) Jeżeli zmienia się liczba godzin religii poniżej dwóch, to jest to rozporządzenie ministra edukacji. A rozporządzenie ministra edukacji, zmienia minister edukacji. Tu nie trzeba przechodzić przez Sejm, nie trzeba pisać do Stolicy Apostolskiej. Sprawa jest jasna — podkreślił.

Zapytany przez gospodarzy czy to rodzice powinni decydować o tym, czy dziecko uczy się w szkole religii, czy nie odpowiedział: — Szkoła zna swoich uczniów. Jest rada rodziców, samorząd uczniowski, rada pedagogiczna. Każda szkoła powinna w cudzysłowie zamawiać tyle lekcji religii, ile chcą rodzice, dzieci.

“Lekcje religii powinny być przy parafii”

Tomasz Sekielski zaczął się zastanawiać czy przeniesienie tych decyzji na samorządy, na gminy nie spowoduje, że “wojna o religię” zostanie przeniesiona na niższe szczeble odpowiedzialności. Marszałek Szymon Hołownia nie zgodził się z jego słowami.

— To, co dzisiaj państwo uważają za przeniesienie czy delegowanie problemu — zepchnięcie “gorącego kartofla” — jest upodmiotowieniem ludzi. Kiedy mówiliśmy o likwidacji Funduszu Kościelnego, podkreślaliśmy, że to ludzie powinni o tym, co roku decydować w odpisach podatkowych. Albo niech to będzie darowizna — mówił Hołownia.

Zdaniem marszałka Sejmu kwestia nauczania religii, nie może być zarównywana z podstawowym programem szkolnym. Religia nie pojawia się na egzaminie maturalnym ani nie jest wymagana przez system państwowy. — [Te lekcje] dotykają światopoglądu rodziców i ich prawa do wychowania dzieci tak, jak chcą. I ani minister, ani biskup nie powinien decydować o tym, ile, w jakieś szkole będzie lekcja religii — podkreślał.

— Jestem zwolennikiem tego, że lekcje religii powinny być przy parafii, bo one też budują wspólnotę. Nie jest tak, że ksiądz staje się urzędnikiem państwowym, który z tej parafii wychodzi i nie skupia ludzi wokół niej, nie oswaja ich z tym miejscem (…) Człowiek sam powinien decydować o tym, czy na tę religię chodzić — skwitował.

“Większa przejrzystość, jeśli chodzi o finanse kościelne”

Dyskusja w podkaście dotyczyła także przepływu finansowego między Kościołem a państwem. — Powinna być dużo większa przejrzystość, jeśli chodzi o finanse kościelne — mówił marszałek Sejmu. Prowadzący zapytali go o medialne doniesienia o “cennikach” w niektórych parafiach — na przykład takich, by na kolędę dawać “nie mniej niż 500 zł”. — My, ci, co kolędę przyjmują, nie jesteśmy niemymi owieczkami. Co nam można zrobić, jak powiemy, że nie damy? — pytał Hołownia.

— Ile pan na tacę daje? – zapytała Magdalena Rigamonti. — To bardzo różnie, ja bardzo często chodzę na mszę… Czasami 20 zł, czasami 50 zł, czasami — jak rzadziej mi się zdarzy do kościoła trafić — to nawet i 100 zł. Chcę współfinansować Kościół, do którego chodzę. On jest świetny — odpowiedział od razu Hołownia. Wcześniej wyjaśnił, że jego babcia sama oceniała, ile chciała dawać na tacę, oceniając jakość powiedzianego w czasie nabożeństwa kazania.