Porażka to tylko początek kłopotów. FC Barcelona może spaść ze szczytu na długo
Dla kibiców Barcelony odpadnięcie z Ligi Mistrzów może być mniej nieprzyjemne niż to, co czeka ich klub w najbliższym oknie transferowym. Od dawna wiadomo bowiem, że mistrzowie Hiszpanii do zamknięcia budżetu potrzebują gigantycznej kwoty, wynoszącej ok. 200 milionów euro, której nie ma już skąd wziąć. A to oznacza jedno – sprzedaż piłkarzy i cięcia przy zatrudnianiu nowego trenera.
z powodu wyników w tegorocznej straciła szanse na dwie duże wypłaty: za awans do półfinału i ewentualnego finału Ligi Mistrzów, a także większą – za grę w . W skrócie: sam występ w tych rozgrywkach wiąże się z otrzymaniem 50 milionów euro przez każdego z 32 uczestników, a wygrana KMŚ – ze zdobyciem dwukrotności tej kwoty. Mistrzowie Hiszpanii mogli dostać się na mistrzostwa na podstawie rankingu, jednak m.in. z powodu porażek z Szachtarem czy Royalem Antwerp w grupie Ligi Mistrzów stracili na to szansę.
Barcelona nie zostanie też najprawdopodobniej mistrzem Hiszpanii, a z Pucharu Króla odpadła na wcześniejszym etapie. Wyniki sportowe przekładają się na brak nagród finansowych i wpływów do budżetu. Mniej dochodów, rosnące kwoty utrzymania piłkarzy, a do tego konieczność zatrudnienia nowego trenera to tylko kilka problemów, z którymi niebawem będzie musiała zmierzyć się ekipa Joana Laporty.
Zacznijmy od kwestii trenera. Po tym, jak Xavi ogłosił, że odchodzi z klubu, media szybko stworzyły listę kandydatów na ewentualnego zastępcę Hiszpana. Znalazł się na niej m.in. Julian Nagelsmann, Hansi Flick, Thiago Motta, Roberto de Zerbi czy Rafael Marquez. Pisanie o tym, że Barcelona może zatrudnić Nagelsmanna czy de Zerbiego to jednak opowieść z gatunku science-fiction. Po pierwsze, klub nie będzie w stanie dać trenerowi i sztabowi dużej pensji, bo obecnie nie ma na to miejsca w budżecie. Barcelona z powodu długów nie może wydawać pieniędzy na zasadzie 1:1 (ile ma, tyle płaci), ale na mocy zasad La Ligi, tzw. Financial Fair Play, obowiązuje ją zasada 1:4. Oznacza ona, iż drużyna może wydawać jedynie 25 procent zysków uzyskanych np. ze sprzedaży zawodnika.
Po drugie, Barcelona nie będzie miała niemal żadnych oszczędności, przez co swoboda działania nowego trenera na rynku transferowym będzie w najlepszym przypadku bardzo ograniczona. Klub dalej jest atrakcyjny dla piłkarzy i trenerów spoza ścisłego topu, jednak w przypadku nazwisk takich jak Klopp, Xabi Alonso, de Zerbi, czy Nagelsmann, mistrzowie Hiszpanii nie są w stanie zaoferować im ani dobrych warunków finansowych, ani możliwości przebudowywania kadry według własnego pomysłu.
Redakcja poleca
Zasady Financial Fair Play. FC Barcelona w niewoli długów
Ograniczenia finansowe Barcelony wynikają z zasad La Ligi, tzw. Financial Fair Play. Według nich, każdy klub powinien na tyle zmniejszyć łączną kwotę przeznaczoną na pierwszą drużynę, aby mieściła się ona poniżej tzw. limitu kosztów składu (Squad Cost Limit). Obliczanie SCL, czyli sumy, która może zostać wydana na pensje zawodników, trenera i sztabu, jest w teorii dość proste. Squad cost limit stanowi różnicę pomiędzy budżetowymi wydatkami pozasportowymi klubu, a jego przychodami, w które wlicza się spłatę zadłużenia. Pozostała suma to właśnie SCL danego klubu.
– Kwoty włączane do SCL to nie tylko pensje wszystkich zawodników, ale także amortyzacja ich transferów (czyli całkowita wartość podpisania kontraktu i przeprowadzenia transferu podzielona przez liczbę lat, w trakcie których obowiązuje kontrakt – przyp. red). Wszystkie te kwoty zsumowane łącznie z zarobkami zawodników, którzy są już na kontrakcie w klubie, muszą wynieść mniej, niż wynosi squad cost limit. Ponieważ w latach 2021/22 Barcelona notowała straty na poziomie ponad 400 milionów, dlatego jej SCL przed sprzedażą aktywów (uruchomieniem dźwigni finansowej – przyp. red) był ujemny – wyjaśniają kibice Barcelony z grupy El Cor Blaugrana, zajmującej się marketingiem i sprawami finansowymi Barcelony.
Przed tym sezonem squad cost limit Barcelony wynosił 200 milionów euro. To o 100 milionów euro mniej niż Atletico Madryt, zaledwie 50 milionów euro więcej niż Sevilla, Real Sociedad czy Villarreal i aż o 500 milionów euro mniej niż Real Madryt. Wszystko z powodu ogromnych długów, których spłata została rozłożona na lata, zbyt wysokich kontraktów i stosunkowo małych dochodów. Różnice między tymi klubami i Barceloną pokazują, że pomimo pozycji w europejskim futbolu mistrzowie Hiszpanii przy wszystkich finansowych transakcjach mają zupełnie związane ręce. Do tego dochodzą jeszcze gigantyczne długi i spłata pensji, które zostały przełożone z czasów, gdy budżet Barcelony pustoszyła ograniczenia wynikające z pandemii.
FC Barcelona musi sprzedawać piłkarzy
Z tego powodu prezes Joan Laporta próbował już zachęcić Xaviego do pozostania w klubie. – Chciałbym, żeby dalej tu pracował. Czuję, że sytuacja wciąż jest otwarta i możemy rozmawiać. Spotkamy się ponownie pod koniec tego sezonu – mówił przed meczem z PSG szef FC Barcelony. Wypowiedź prezydenta to z jednej strony kurtuazja i oznaka sympatii do Hiszpana, a z drugiej czyste wyrachowanie.
W klubie nie ma bowiem pieniędzy na kontrakt dla nowego trenera: potrzeba do niego dodatkowych środków ze sprzedaży piłkarzy, które trudno uzyskać. Z tego powodu, najbardziej prawdopodobne jest zatrudnienie na stanowisku trenera Rafaela Marqueza: szkoleniowca niedoświadczonego, ale jednocześnie znanego z kapitalnej pracy wykonywanej w rezerwach Barcelony.
Mówiąc wprost, Barcelony nie stać obecnie na zatrudnienie topowego trenera ani na żadne transfery, o ile nie zostaną sprzedani 2-3 zawodnicy z podstawowego składu. Już wcześniej mówiło się o odejściu Ansu Fatiego, czy Oriola Romeu, ale kwota, którą otrzyma za nich klub, będzie niewystarczająca. Bez uciekania się do finansowych kombinacji i sprzedawania dźwigni, Barcelonę musi opuścić 1 lub 2 czołowych piłkarzy, np. Pedri, Araujo czy Andreas Christensen. Nowy trener najprawdopodobniej dostanie ‘na wejście’ okrojony sztab, bo pełny będzie zbyt kosztowny, ale także okrojoną kadrę.
Super-agent piłkarski trzęsie Barceloną
Źródłem przychodów dla klubu będzie nie tylko sprzedaż zawodników pierwszego składu, ale także utalentowanych, wchodzących do dorosłej piłki młodzianów. Już wcześniej media z Hiszpanii donosiły m.in. o możliwym transferze Hectora Forta czy Daniego Rodrigueza. Oba te nazwiska łączy jedno – stojący za nimi agent, czyli Jorge Mendes.
Portugalski przedsiębiorca i przedstawiciel piłkarzy był już wcześniej jednym z głównych dostarczycieli zawodników do Barcelony, a teraz, z powodu sytuacji finansowej i niedawnych transakcji pomiędzy jego agencją Gestifute a FC Barceloną rola Mendesa w klubie wzrośnie. To właśnie on odpowiadał za sprowadzenie do klubu Joao Felixa i Joao Cancelo i w jego gestii jest przedłużenie kontraktów młodych gwiazd: Pau Cubarsiego, Lamine’a Yamala, czy Hectora Forta. Za ustępstwa, na które idzie wobec klubu, otrzymuje zapłatę w postaci zielonego światła na transfer niechcianych zawodników ze swojej agencji.
Takim był Joao Felix, który w Barcelonie nie pokazał, że jest warty kwoty, jaką przed laty zapłaciło za niego Atletico, takim był także Joao Cancelo czy Ruben Neves. Portugalski pomocnik trafił ostatecznie do Arabii Saudyjskiej, bo na jego transfer nie zgodził się Xavi i ówczesny dyrektor sportowy Mateu Alemany. Teraz, gdy dyrektorem sportowym Barcelony jest Deco, były podopieczny Jorge Mendesa, nie można spodziewać się podobnego oporu. Portugalski agent będzie ‘wciskał’ Barcelonie tych zawodników, dla których nie znajdzie miejsca w innych drużynach, ułatwiał przedłużanie i podpisywanie kontraktów Yamala czy Cubarsiego, ale jednocześnie bezwzględnie wykorzystywał drużynę z Camp Nou do realizacji swoich własnych interesów.
Szkółka i trener rezerw na ratunek Barcelonie
Zwiastun tego, co będzie się działo, dostaliśmy już w poprzednim letnim oknie transferowym. Zamiast transferu ofensywnego i defensywnego pomocnika, o których prosił Xavi, klub z nadania Mendesa sprowadził Joao Felixa i Joao Cancelo oraz Oriola Romeu, który nie jest już w stanie rywalizować na poziomie Ligi Mistrzów czy topowych drużyn La Ligi. Jednocześnie wypchnięto z klubu Eza Abde i Ansu Fatiego, którzy zajmowaliby miejsce w składzie protegowanemu Mendesa Joao Felixowi.
To oznacza, że Barcelona może rozpocząć sezon bez kilku czołowych zawodników, którzy z przymusu zostaną sprzedani, a jednocześnie bez piłkarzy potrzebnych na nieobsadzone pozycje: defensywnego i ofensywnego pomocnika czy prawego obrońcy. W kadrze niemal na pewno znajdą się za to zawodnicy z agencji Gestifute Jorge Mendesa, dla których musi się znaleźć miejsce w składzie i w budżecie płacowym.
Jedyną nadzieją dla klubu jest znakomicie funkcjonująca szkółka, w której dobrą pracę wykonywał w tym sezonie Rafael Marquez. Niemal wszyscy zawodnicy, którzy trafili z Barcelony B do pierwszego zespołu: Cubarsi, Yamal, Fort, Guiu czy Casado, okazali się gotowi do pracy w dorosłym futbolu.
Źródło: Radio ZET/ La Liga/
News Related-
Małgorzata Kożuchowska i Redbad Klynstra byli parą. Wygadała się Katarzyna Nosowska
-
Oto ile pieniędzy zarabiają nauczyciele w roku 2023/2024. Takie są ich wypłaty i dodatki. Zobacz minimalne wynagrodzenie 28.11.2023
-
Janek poszedł tylko po jedzenie dla królików. Został ciężko ranny
-
CCC przecenia skórzane kozaki Lasocki. Zachwycają prostym krojem. Okazje też w eobuwie, Deichmann
-
Nie minęło 48 godzin. Błaszczak musi się tłumaczyć z deklaracji
-
Dania ze szkolnej stołówki. Koszmar czy miłe wspomnienie z dzieciństwa? Tak gotowano w PRL
-
Rosja szykuje uderzenie? Putin zatwierdził plan ws. armii
-
Ekstraklasa siatkarek. Pewna wygrana ŁKS Commercecon Łódź
-
Dane medyczne Polaków w sieci. Niewiele można z tym zrobić (aktualizacja)
-
Burza stulecia paraliżuje południową Rosję i Krym; zalane autostrady i budynki, setki tysięcy ludzi bez prądu
-
Android Auto: odświeżone Mapy Google w kolejnych samochodach
-
Lech Wałęsa ujawnił, co zrobił z pieniędzmi za Pokojową Nagrodę Nobla. Piękny gest
-
"Milionerzy" - Tomasz szedł jak burza, ale poległ na pytaniu o byka
-
Urządzili kobietom piekło i uciekli. Usłyszeli zarzuty. Znamy szczegóły