Nowy sztab, a stare błędy. We Włókniarzu znów stracili głowę!

Janusz Ślączka, trener Włókniarza Częstochowa

Ludzie się zmienili, ale kardynalne błędy taktyczne pozostały. Tak można podsumować pierwszy mecz Tauron Włókniarza Częstochowa w sezonie 2024 PGE Ekstraligi. W ostatnich latach kibice i działacze częstochowskiego klubu mieli spore pretensje do roszad taktycznych wprowadzanych przez trenerów drużyny, ale nowy szkoleniowiec, Janusz Ślączka w debiucie też popełnił duży błąd taktyczny, być może na wagę meczowych punktów.

Po sezonie 2023 i rozczarowującym, czwartym miejscu w PGE Ekstralidze, w Tauron Włókniarzu Częstochowa doszło do rewolucji w sztabie szkoleniowym. Pracę stracił duet trenersko-menedżerski: Lech Kędziora — Jarosław Dymek, a zastąpili ich Janusz Ślączka z Piotrem Mikołajczakiem.

Włókniarz w ostatnich latach nie miał szczęścia do trenerów. W sezonie 2021 kiepskie decyzje taktyczne podejmował Piotr Świderski, a potem nieporadnością raził Lech Kędziora, wspierany przez Jarosława Dymka. Rykoszetem oberwało się też prezesowi Michałowi Świącikowi, którego też uznano, za maczającego palce w tym taktycznym rozgardiaszu.

Dlatego sternik Włókniarza po sezonie 2023 zdecydował się na całkowitą wymianę sztabu szkoleniowego i oznajmił, że Janusz Ślączka z Piotrem Mikołajczakiem mają pełną swobodę w podejmowaniu decyzji taktycznych.

— Janusz i Piotr mają wolną rękę w prowadzeniu zespołu, zresztą podobnie, jak poprzedni sztab szkoleniowy. Nie chcę już czytać i słuchać tych insynuacji, że jako prezes wtrącam się w prowadzenie zespołu. Tak nie było i nie jest — powiedział nam prezes Włókniarza.

Debiut nowego szkoleniowca niestety pokazał, że na razie nic się nie zmieniło. W 8. biegu meczu w Lesznie trener Ślączka podjął decyzję taktyczną, po której wszyscy fani Włókniarza złapali się za głowy z niedowierzania.

To Drabik miał pójść do szatni!

Przyjezdni rozpoczęli mecz bardzo słabo. Po dwóch seriach przegrywali aż 16:26 i oczywistym było, że należy dokonać jakiegoś manewru taktycznego. I Ślączka dokonał. Za dobrze spisującego się do tej pory Madsa Hansena (3 pkt w dwóch startach) desygnował do startu w 8. biegu Leona Madsena, na parę Grzegorz Zengota-Antoni Mencel. Duńczyk w duecie z Kacprem Woryną zrobili swoje, wygrali podwójnie, ale cóż z tego, skoro w kolejnym biegu gospodarze zrewanżowali się częstochowianom tym samym, bo para Janusz Kołodziej — Bartosz Smektała przywiozła na 5:1 Mikkela Michelsena i… W zasadzie tylko Michelsena, bo drugi z zawodników Włókniarza startujący w tym biegu, czyli Maksym Drabik, całego piątkowego wieczoru był statystą. W trzech startach w sumie zdobył 1 punkt i to jego, a nie Hansena, należało odsunąć od startu w trzeciej serii.

W efekcie na zmianie Hansena na Madsena, Włókniarz nic nie zyskał, a wstawienie duńskiego lidera w miejsce Drabika mogło sprawić, że goście odrobiliby część strat. W drugiej fazie zawodów to oni mieli inicjatywę, ale całej przewagi Unia nie roztrwoniła i wygrała 47:43.

— Wszyscy jesteśmy mądrzy po meczu. Teraz można powiedzieć, że to był błąd, bo trzeba było już Drabika odstawić. Widać było, że temu Maksowi nic nie pasuje i jedzie daleko z tyłu. Jasiu się pospieszył. Hansen powinien jeździć, a pierwsza rezerwa taktyczna powinna iść w następnym biegu, za Drabika. Ale to teraz możemy sobie mówić. Włókniarz przegrał, bo przespał początek meczu. Błąd trenera był, ale nie można go za to poniewierać, to jeszcze za wcześnie. On musi poznać tę drużynę — wstawił się za Ślączką, były szkoleniowiec Włókniarza, Marek Cieślak w Magazynie PGE Ekstraligi na antenie Canal+ Sport.