"Posłałam córkę na półkolonie w szkole. Już żałuję" [LIST]
Posłała córkę na półkolonie. Nie tak to sobie wyobrażała
Beata i jej mąż pracują, a na rodzinny urlop wybierają się dopiero w sierpniu. Postanowili, że w lipcu córka będzie chodziła na szkolne półkolonie. "Mogłaby pojechać na jakiś obóz, ale po pierwsze jeszcze nie czuje się na to gotowa, a poza tym tydzień obozu kosztowałby pewnie więcej niż cztery tygodnie półkolonii" — pisze w liście do Onetu Beata. Mama ośmiolatki przyznaje jednak, że jest zawiedziona słabą organizacją szkoły. "Nie tak to sobie wyobrażałam" — przyznaje.
Poniżej publikujemy list naszej czytelniczki. Zachęcamy was do dzielenia się swoją opinią oraz własnymi historiami pod adresem: [email protected]. Wybrane maile opublikujemy w serwisie Kobieta Onet.
W piątek było zakończenie roku szkolnego, a dziś rano znów wyprawiałam córkę do szkoły. Dlaczego? Otóż ma niecałe osiem lat, skończyła pierwszą klasę szkoły podstawowej i nie wyobrażam sobie, żeby miała przesiedzieć osiem godzin sama w domu, kiedy ja i mąż jesteśmy w pracy. Już kilka tygodni temu zdecydowaliśmy, że poślemy Maję na szkolne półkolonie w lipcu. Potem w sierpniu mamy dwa tygodnie urlopu, a ostatnie tygodnie wakacji będziemy jakoś kombinować z dziadkami. Do niedawna nie zdawałam sobie sprawy, jak wielkim wyzwaniem logistycznym są wakacje, gdy ma się dziecko w tym wieku.
Kiedy ja byłam dzieckiem, w wakacje moja noga w szkole postała. Mama nie pracowała, więc mogłam spędzać z nią całe dnie w domu. Oprócz tego wyjeżdżaliśmy na rodzinne wakacje w czasie urlopu taty, a też jeździłam z mamą do babci, która także nie pracowała... Teraz czasy się zmieniły. Co prawda moja mama wciąż nie pracuje, ale mieszka kilkaset kilometrów od nas, poza tym ma regularne zajęcia, chodzi m.in. na siłownię i chyba nie chciałaby zmieniać grafiku na kilka tygodni, żeby opiekować się wnuczką.
Z kolei mama mojego męża pracuje na pełen etat, więc ona również nie może przejąć opieki nad Mają w czasie wakacji. Nasz wyjazd zaplanowany jest w sierpniu, więc jedynym sensownym rozwiązaniem wydawały mi się wspomniane półkolonie. Owszem, Maja mogłaby pojechać też na jakiś obóz, ale po pierwsze jeszcze nie czuje się na to gotowa, a poza tym tydzień obozu kosztowałby pewnie więcej niż cztery tygodnie półkolonii...
Zresztą wydawało mi się, że półkolonie to tak naprawdę dobre rozwiązanie. Ponieważ są płatne, w ich ramach zaplanowane są różne wycieczki, warsztaty, kino. Poza tym Maja jest bardzo towarzyska, a w szkole będzie miała codziennie kontakt z rówieśnikami. Bo przecież nie tylko ja posyłam dziecko do szkoły w wakacje... Co więcej w trakcie zapisów było tylu chętnych, że system chwilowo przestał działać i ostatecznie dyrekcja zgodziła się zwiększyć liczbę miejsc.
Mimo tego jednak, że wiem, że półkolonie to lepsza opcja niż nudzenie się w domu lub spędzanie większości dnia na oglądaniu bajek czy grania w gry komputerowe, jak dziś rano zaprowadzałam córkę do szkoły, zrobiło mi się przykro. No bo to jednak wakacje, czas beztroski, a nie normalne zrywanie się rano i szykowanie kanapek na drugie śniadanie.
Poza tym moje nastawienie byłoby pewnie inne, gdyby nie to, że szkoła znowu zawiodła, jeśli chodzi o organizację. Tak samo jak na początku roku szkolnego, tak i teraz jest straszny chaos. Córka pytała mnie rano kilkukrotnie, na którą świetlicę ma iść, a ja nie umiałam jej odpowiedzieć, bo sama nie wiedziałam. Ostatecznie musiałam ją zaprowadzić, bo nie chciała iść sama, nie wiedząc, dokąd dokładnie ma iść. Wcale się jej nie dziwię, przecież to jeszcze dziecko.
W dodatku w planie półkolonii, tak jak pisałam, są wycieczki, więc dobrze byłoby wiedzieć, kiedy one dokładnie będą, żeby np. odpowiednio ubrać dziecko czy dać więcej przekąsek. Tyle że harmonogram na ten tydzień został opublikowany na stronie szkoły... dzisiaj! Dosłownie chwilę przed naszym wyjściem. Na szczęście okazało się, że pierwsza wycieczka jest w środę, a dziś dzieci spędzają dzień w szkole.
Nie rozumiem, dlaczego szkoła nie potrafi zorganizować wszystkiego na czas. Zapisy na półkolonie były już kilka tygodni temu. Od tamtej pory wiedzą, ile będzie dzieci, więc mieli naprawdę sporo czasu na poinformowanie nas o szczegółach. Tym bardziej, że takie półkolonie nie są wcale tanie...
Jeszcze w szatni miałyśmy przykrą sytuację, bo córka jak weszła, zobaczyła, że nie ma żadnych innych butów. Zaczęła płakać, bo myślała, że nikt dziś nie przyszedł i że będzie w szkole sama. Tymczasem okazało się, że podczas półkolonii dzieci przebierają się w innej szatni, o czym też nikt nas nie uprzedził.
Posłałam córkę na półkolonie, bo nie miałam innego wyjścia i miałam nadzieję, że będzie się na nich świetnie bawić. Dzisiejszy poranek sprawił jednak, że już żałuję. Inaczej to sobie wyobrażałam. Czekam jak na szpilkach do godz. 16, żeby iść po Maję do szkoły i dowiedzieć się, jak minął jej dzień. Bardzo liczę na to, że ten fatalny początek przekuje się w coś dobrego i że Maja wróci ze świetlicy z uśmiechem. Bo jeśli będzie zawiedziona, nie wiem, jak ją przekonam, że jutro też musi wstać, żeby tam iść...
Zobacz także:
Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco