Pozwał szpital, w którym się urodził. "Bardzo mnie boli, że zgotowali nam ten los"
Oskar Dziubka i jego mama Marta
20-letni Oskar żąda 2 milionów zadośćuczynienia od szpitala w Miechowie, który prowadził ciążę jego matki. Wraz z matką uważa, że jest niepełnosprawny, bo 20 lat temu zawiedli lekarze. "Zabawili się w Boga i zdecydowali za moją mamę" - mówi chłopak w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Oskar Dziubka
Oskar Dziubka urodził się w 2004 roku w szpitalu w Miechowie. W czasie, gdy jego mama, pani Marta, była w ciąży i przebywała pod opieką szpitala w Miechowie, u płodu nie wykryto żadnych nieprawidłowości. Kiedy chłopiec przyszedł na świat, wykryto u niego nieprawidłowości - wadę serca i niedorozwój ręki. Matka uważa, że lekarze wiedzieli o wadzie syna. Na jednej z wizyt zapytano ciężarną, czy usunęłaby ciążę, jeśli dziecko miałoby być niepełnosprawne.
Powiedziałam, że bym się nad tym zastanowiła, by nie narażać dziecka na trudne życie. Uważam, że właśnie wtedy lekarz zdiagnozował wady płodu, jednak nie powiedział mi o tym. Nie skierowano mnie też na żadne dodatkowe badania czy diagnostykę. Nie dostałam szansy wyboru
- opowiada pani Marta w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Zobacz wideo Sprawdzamy, co dzieci wiedzą o pracy. "Wypłata? To jest nagroda"
Oskar mógł być sprawny, ale lekarz nie wykryli wady. "Bardzo boli, że zgotowali nam ten los"
Wadę serca Oskara można było wyleczyć, kiedy był jeszcze w łonie matki. Chłopak uważa też, że wtedy można było też zadbać o jego niesprawną rękę, która jest dwukrotnie krótsza od prawej i bezwładna. Obecnie 20-latek ma także problemy z sercem, skoliozę i zespół Arnolda-Chiriego. Postanowił nawet leczyć się w USA, jednak operacja się nie powiodła. Oskar i jego mama uważają, że 20 lat temu zawiedli lekarze. Chłopiec w rozmowie z Gazetą Wyborczą mówił:
Uważam, że zabawili się w Boga i zdecydowali za moją mamę. Bardzo mnie boli, że zgotowali nam ten los. Gdyby ujawnili prawdę, moja ręka mogłaby być dłuższa i bardziej funkcjonalna.
Matka z synem nie zamierzają odpuścić. Szpital wydał komunikat
Pani Marta i Oskar zdecydowali się, aby wejść na drogę sądową ze szpitalem. Żądają 2 milionów złotych zadośćuczynienia. Sprawa jest już w toku, a Szpital św. Anny w Miechowie wydał oficjalne oświadczenie. "Wbrew twierdzeniom powoda, w trakcie udzielania świadczeń nie doszło do jakiegokolwiek zawinionego działania lub zaniechania po stronie szpitala, połączonego z powstałym uszczerbkiem na zdrowiu powoda adekwatnym związkiem przyczynowo-skutkowym. Postępowanie w czasie udzielania świadczeń było zgodne ze współczesną wiedzą medyczną i zasadami sztuki lekarskiej" - czytamy.
Błędy pracowników szpitala zgłoszono do prokuratury, powiadomiono rzeczników praw obywatelskich i praw pacjenta. Zwrócono się także do posłów i ministerstw. Oskar i jego mama szukają każdej możliwości, by otrzymać wsparcie, bo niedawno mężczyzna stracił prawo do bezpłatnej rehabilitacji, której potrzebuje, by jego ręka mogła funkcjonować. Próbuje szukać pracy, ale większości z nich nie może wykonywać ze względu na swój stan zdrowia. Rodzina liczy, że ich trudna sytuacja finansowa w końcu ulegnie poprawie.