Zaskakująca moda religijna w Polsce. Turystka: mocno się zdziwiłam
Nabożeństwo z okazji Zielonych Świątek na szczycie góry Grapa w Czarnej Górze
W Polsce z roku na rok spada liczba wiernych chodzących na msze do kościoła. Z drugiej strony wiele osób szuka Boga w nietypowych miejscach. — Ostatnio mocno się zdziwiłam, kiedy jechałam przez podhalańskie wsie — mówi Dorota, turystka z Warszawy.
Poniedziałek, 20 maja. Wierni Kościoła katolickiego obchodzą Święto Maryi Matki Kościoła to drugi dzień tak zwanych Zielonych Świątków. To dzień powszedni. W kościołach tłumów więc nie ma. To zmienia się wieczorem. W wielu polskich parafiach księża zapalają bowiem tradycyjne ognisko. Przy kościele lub w innym miejscu. Przy tych gromadzą się tłumy.
— Przyszedłem z żoną i dziećmi, bo lubię takie nietypowe formy modlitwy — mówi Paweł, mieszkaniec Czarnej Góry na Spiszu. Zawsze to coś innego niż tradycyjna msza w kościele. Większa atrakcja zarówno dla dorosłych, jak i dzieci. Modlić się na świeżym powietrzu, na łonie natury też jakoś łatwiej. Mnie osobiście lepiej się skupić, niż gdy siedzę w kościelnej ławce. Myślę, że to dobrze, że księża coraz częściej wracają do takich zapomnianych już trochę nabożeństw, które w czasach naszych dziadków były bardzo częste. Jeśli uatrakcyjniać Kościół, to właśnie w ten sposób — dodaje.
Modlitwa młodzieży przed przydrożną kapliczką we wsi Lipnica pod Babią Górą
Mężczyzna nie jest w swoim zdaniu odosobniony. Mamy maj. W tym miesiącu w tradycji polskiego Kościoła wierni spotykają się codziennie na nabożeństwie majowym. W jego trakcie odmawia się Litanię loretańską do Matki Bożej.
— Jestem mieszczuchą — śmieje się Zofia, turystka z Warszawy, która przebywa na urlopie na Podhalu. — Dla mnie majówki odprawia się w kościele. Dlatego ostatnio mocno zdziwiłam się, gdy wracając z mężem spod Babiej Góry, przejeżdżałam późnym popołudniem przez lokalne wsie i widziałam w nich grupki ludzi skupione przy przydrożnych kapliczkach. Ludzie stali lub siedzieli na składanych stołeczkach. Gdy zobaczyłam to kolejny raz, poprosiłam męża, by przystanął. Zapytałam uczestników takiego zgromadzenia: o co chodzi? Usłyszałam, że górale odprawiają w polach majówki — opowiada.
Samodzielna modlitwa grupy wiernych przy polnych kapliczkach w wielu częściach Polski przeżywa swoisty renesans. W ten sposób modlono się 50-60 lat temu. Później ten zwyczaj zaniknął. Teraz wraca.
— My modlimy się w ten sposób już od kilku lat — mówią mieszkańcy Muszyny. — Podpatrzyliśmy to w innej wsi i się przyjęło i u nas — dodają.
W innych wioskach modlitwa przy polnych kapliczkach, bez udziału księdza, rozpoczęła się organicznie, głównie wśród młodych ludzi. — Jakieś dwa lata temu rozmawiałam z prababcią. Opowiadała mi o czasach, gdy była młoda — mówi Ola, 19-latka z Załucznego.
— Wówczas nie było telewizorów, więc młodzież wieczorami spotykała się za wsią przy kapliczce. To była modlitwa, a po nim spotkanie towarzyskie. Pomyślałam, że to fajny pomysł, by i dziś tak robić. Najpierw modliłam się więc z koleżanką, a później kilku innych rówieśników, choć nie tylko, to podłapało i teraz mamy znów tę piękną tradycję żywą. Po modlitwie po prostu wspólnie gadamy — dodaje.
Piesze pielgrzymki, męskie różańce na ulicy...
Mamy więc w Polsce nowy trend. Z jednej strony coroczne liczenie wiernych w kościołach pokazuje, że wiernych na mszach ubywa. Z drugiej strony coraz więcej osób chce przeżywać modlitwę inaczej. Rośnie — szczególnie latem — liczba pieszych pielgrzymek do polskich sanktuariów — szczególnie na Jasną Górę w Częstochowie. W okresie Wielkiego Postu coraz częściej organizowane są ekstremalne drogi krzyżowe. Ich uczestnicy idą — najczęściej nocą — po bezdrożach od kościoła do kościoła i w trakcie marszu odmawiają nabożeństwo.
Męski różaniec na zakopiańskich Krupówkach
W coraz większej liczbie polskich miast organizowane są też męskie różańce na ulicy. W ich trakcie wierni wychodzą z kościoła i idąc po ulicach, modlą się. — Uczestniczyłem już w takiej modlitwie kilka razy — mówi Piotr, góral z Zakopanego. — To naprawdę piękna sprawa. Mamy takie czasy, że to nie tylko modlitwa, ale też pewien manifest. Pokazujemy bowiem ludziom, że Kościół dalej jest żywy. Najbardziej się człowiek cieszy, jak z kościoła wychodzi nas, powiedzmy 30, a różaniec kończy ponad 100 osób. Oznacza to, że na ulicy przyłączyli się do nas przypadkowi przechodnie — zaznacza.
Mieszkańcy Ludźmierza na Podhalu modlą się przy przydrożnej kapliczce
— Te wszystkie formy takiej spontanicznej modlitwy są naprawdę piękne — mówi w rozmowie z Onetem siostra Danuta, zakonnica pracująca w kancelarii Sanktuarium Matki Bożej Królowej Podhala w Ludźmierzu. — Pana Boga można chwalić wszędzie. Matkę Bożą prosić o wstawiennictwo również. Modlitwa na łonie natury jest przyjemna, ale też fajnie pokazuje ludziom, że w naszym kraju dalej jest naprawdę sporo wiernych. W obecnych czasach warto dawać takie świadectwo — konkluduje.
Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco