Tak wygląda upadek mistrza świata? W parku maszyn żal było na niego patrzeć!
Peter Kildemand
Ma na koncie dwie wygrane rundy Grand Prix, drużynowe mistrzostwo i wicemistrzostwo świata, we wrześniu będzie świętował swe dopiero 35. urodziny, ale jego kariera w Polsce utkwiła w martwym punkcie. W tym tygodniu miał nadzieję, że jego los może się odmienić, bo rozbita w Łodzi Texom Stal Rzeszów ściągnęła go na trening, ale ostatecznie do składu nie wrócił. W parku maszyn żal było na niego patrzeć.
Texom Stal Rzeszów w sezon 2024 wkroczyła z szeroką kadrą, licząc na to, że rywalizacja o miejsce w składzie przyniesie pozytywne efekty w postaci sportowych wyników. Niestety są też i tacy zawodnicy, którzy na tym ucierpieli, a ich dalsza kariera stanęła pod znakiem zapytania. Wciąż na swą szansę czeka m.in. Peter Kildemand, który jeszcze kilka lat temu był kluczowym zawodnikiem w PGE Ekstralidze.
Duńczyk był jednym a autorów powrotu rzeszowian do Metalkas 2. Ekstraligi. W ubiegłym roku zaliczył bardzo udany sezon, ze średnią na poziomie 1,919 pkt/bieg. Podpisując nowy kontrakt wiedział, że o miejsce w składzie będzie musiał rywalizować chociażby z Jacobem Thorssellem i Krystianem Pieszczkiem. Gdy działacze beniaminka ściągnęli jeszcze trzykrotnego indywidualnego mistrza świata, Nickiego Pedersena, stało się jasne, że Kildemanda zostając, popełnił ogromny błąd.
Nadzieje na pierwszy występ w sezonie wróciły, gdy "Żurawie" w kompromitującym stylu przegrały w Łodzi i ich utrzymanie w lidze stanęło pod znakiem zapytania. Kidemand został ściągnięty na czwartkowy trening, po którym miał zostać ustalony skład na piątkowy mecz z Innpro ROW-em Rybnik.
.— Mamy jakieś tam środki zaradcze, które za niedługo wdrożymy. Już na czwartkowym treningu będziemy testować różne rozwiązania i w piątek chcemy powalczyć z Rybnikiem, a w niedzielę pojedziemy do Krosna. Musimy rozważyć teraz, która para da większe szanse na punkty. Czy para Pieszczek — Knudsen czy Kildemand — Świdnicki? — mówił w połowie tygodnia prezes Michał Drymajło w wywiadzie dla portalu supernowosci24.pl.
Duński weteran ostatecznie mecz z rybniczanami znów zobaczył z boku. Zdaniem menedżera Pawła Piskorza przegrał na treningu rywalizację z kolegami z zespołu i po raz kolejny musiał się pogodzić z ostawieniem od składu.
Wyglądał jak "siedem nieszczęść"
Kildemand był obecny w dniu meczowym w parku maszyn. Mimo zaciętego meczu i korzystnego wyniku dla drużyny, jego mina była grobowa. Wyglądało na to, jakby był myślami zupełnie gdzieś indziej. Na szanse w kolejnych spotkaniach, raczej nie ma co liczyć.
Stal niespodziewanie pokonała ROW 46:44, a rywale Duńczyka do miejsca w meczowym zestawieniu wypadli przyzwoicie. Jacob Thorssell uzbierał 9 pkt, a Krystian Pieszczek 7.
Bezradny 34-latek jakiś czas temu otrzymał wolną rękę od Stali, lecz chętnych na jego usługi nie ma. W PGE Ekstralidze i na jej zapleczu, gdy ligi wchodzą w najważniejszą fazę sezonu, nikt raczej mu nie zaufa, a klubów z Krajowej Ligi Żużlowej po prostu na niego nie stać.
Sportowiec już z pewnością uświadomił sobie, że pozostanie na Podkarpaciu było ogromnym błędem. Jest wielce prawdopodobne, że ten sezon w Polsce może już spisać na straty. Czy ktoś da mu szansę w kolejnym?
Notowania Kildemanda spadają. Możemy go oglądać tylko w lidze duńskiej, gdzie wcale nie zachwyca. Dobre występy przeplata z bardzo miernymi.
To wielki upadek żużlowca rodem z Odense, który w polskiej lidze ściga się od 2007 roku, kiedy to w Kolejarzu Opole otrzymał pierwszą szansę pokazania się szerszej publiczności. W 2014 r. trafił do Ekstraligi, by przez sześć kolejnych sezonów, z większymi bądź mniejszymi sukcesami, bronić barw: Włókniarza Częstochowa, Unii Leszno i Stali Gorzów. Potem były przyzwoite sezony na drugim i trzecim szczeblu rozgrywkowym, w tym awans ze Stalą Rzeszów do 2. Ekstraligi w zeszłym roku. Wygląda na to, że to był ostatni dzień w polskiej lidze, gdy na twarzy Kildemanda zagościł uśmiech.
Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco