Kosztowny pomysł Kaczyńskiego. To nie udało się nikomu
638548239710691071.jpg
We wrześniu PiS rozpocznie akcję zbierania podpisów pod inicjatywą obywatelską w sprawie nowego referendum — poinformował w sobotę 22 czerwca Jarosław Kaczyński podczas wiecu w Pułtusku (woj. mazowieckie). Lider opozycji chce, żeby Polacy znów wypowiedzieli się w temacie polityki migracyjnej. To nie tylko będzie naprawdę kosztowne, ale i nikomu dotąd w III RP ta sztuka się nie udała. Ile to może kosztować?
— Od września będziemy zbierali podpisy pod żądaniem nowego referendum. To musi być podstawa, do innego żądania, bo jesteśmy przekonani, że takie referendum, jeśli do niego dojdzie, wygramy. Żądania wypowiedzenia tego paktu (migracyjnego – red.) – mówił 22 czerwca Kaczyński.
Kaczyński chce referendum. Czy mu się uda?
Prezes PiS nie zapomniał, że zaledwie w październiku ubiegłego roku miało miejsce ogólnopolskie referendum w praktycznie tej samej sprawie. Wówczas głosowanie, które odbywało się wraz z wyborami parlamentarnymi, nie było wiążące. Nie uzyskano wymaganej 50-proc. frekwencji (udział w referendum wzięło tylko 40,91 proc. uprawnionych do głosowania). Referendum zainicjowane przez polityków PiS zakończyło się klęską — tym większą, że w głosowaniu do Sejmu i Senatu odnotowano tego dnia rekordową frekwencję (74,38 proc.).
W ocenie Kaczyńskiego referendum m.in. w sprawie muru na granicy z Białorusią i przyjmowaniu migrantów "było bojkotowane, tak, by było ono nieważne". Prezes PiS na pewno liczy się z faktem, że nikomu po 1989 r. do tej pory nie udało się zorganizować referendum z inicjatywy obywateli.
Taką możliwość przewiduje rozdział 8 ustawy o referendum ogólnokrajowym z 2003 r. Jeśli uda się zebrać co najmniej 500 tys. podpisów osób uprawnionych do głosowania "w sprawie o szczególnym znaczeniu dla państwa", taki wniosek trafia do Sejmu. Ustawodawca podał tylko trzy tematy, w których obywatele nie mogą wnioskować o referendum: amnestia, obronność oraz wydatki i dochody państwa.
Koszty referendów idą w dziesiątki milionów złotych
Bez względu na liczbę zebranych podpisów o wyznaczeniu referendum z wniosku obywateli decyduje większość Sejmowa. Obecnie PiS i jego koalicjanci nie mają co do tego pewności, nawet przy udziale parlamentarzystów Konfederacji.
Do tej pory wszystkie referenda ogólnokrajowe były wyznaczane w standardowej procedurze — na wniosek prezydenta lub Rady Ministrów. Uzbieranie pół miliona ważnych podpisów to duże wyzwanie organizacyjne, ale możliwe. Na przykład inicjatywa ustawodawcza "Zatrzymaj aborcję" w 2017 r. przesłała do Sejmu ponad 830 tys. podpisów (wymaganych było osiem razy mniej).
Niezależnie od wyniku referendum państwo i tak musi wydać niemałe pieniądze na jego organizację. Ostatnie ogólnopolskie głosowanie zainicjowane przez PiS w czterech tematach (wyprzedaż majątku państwowego, podniesienie wieku emerytalnego, likwidację bariery na granicy z Białorusią i przyjęcie "tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki") kosztowało 10,8 mln zł.
Dla porównania — poprzednie referendum z września 2015 r. ws. między innymi jednomandatowych okręgów wyborczych kosztowało ponad 71,5 mln zł. Skąd ta rozbieżność? Referendum w październiku 2023 r. obywało się wraz z parlamentarnymi, więc odchodził koszt uruchomienia lokali wyborczych i opłacenia członków komisji obwodowych.
Nie bez znaczenia jest również fakt, że tylko dwa referenda w III RP były wiążące — konstytucyjne z 1997 r. i akcesyjne z 2003 r. Najniższą frekwencję zebrało referendum z 2015 r., w którym wzięło udział niecałe 8 proc. uprawnionych do głosowania.
Do tej pory rząd Donalda Tuska podkreślał, że nie zgodzi się na unijny pakt migracyjny w obecnym kształcie. Zakłada on m.in. solidarnościowy podział liczby migrantów pomiędzy państwa UE.
Związki partnerskie dzielą koalicję. Ekipa rządząca ma problem z PSL (fakt.pl)
Andrzej Duda w niewyobrażalnych luksusach. To pałac w Pekinie (fakt.pl)
Terlikowski o porażce arcybiskupa Jędraszewskiego. "Ma poczucie przegranej" (fakt.pl)
Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco