Tunezyjczycy podejrzewają Daniela o straszne rzeczy. W więzieniu przeżył koszmar. "Po spotkaniu z nim pękłam"
Daniel trafił do więzienia podczas wakacji w Tunezji.
Był zwykłym turystą na wakacjach. Miał pecha. Daniel Dembowski, student medycyny, podczas zwiedzania stolicy Tunezji został zatrzymany przez policję i zamknięty w więzieniu. Powód — podejrzenie o terroryzm. Polak miał bowiem fotografować zakazane obiekty. Daniel za kratami spędził ponad miesiąc. Teraz, choć został już zwolniony z aresztu, wciąż nie może opuścić Tunezji. Koszmar jego rodziny trwa. "Z czego mam się cieszyć? Nie wiemy, co będzie jutro. Spotkanie z nim nami wstrząsnęło" — mówi mama Daniela.
Historia Daniela Dembowskiego powinna być przestrogą dla wszystkich turystów. 25-latek bowiem, jak tysiące innych Polaków, pojechał na wakacje do Tunezji zorganizowane przez biuro podróży. Na początku maja na własną rękę postanowił jednak pojechać na wycieczkę do Tunisu, stolicy kraju. To właśnie tam zaczął się horror.
Polak Daniel Dembowski podejrzewany w Tunezji o terroryzm. Dowodem zdjęcia
Podczas zwiedzania Polak został nagle zatrzymany przez grupkę mężczyzn, którzy zażądali od niego telefonu. Myśląc, że chcą go okraść, Daniel próbował uciec. Okazało się, że byli to policjanci w cywilu. Ich zdaniem Polak robił zdjęcia budynkom, które z uwagi na wprowadzony w Tunezji w 2015 r. stan wyjątkowy w żadnym wypadku nie powinny były znaleźć się na fotografiach.
Daniel 10 maja trafił do tunezyjskiego aresztu. O tym, co go spotkało, jego rodzice dowiedzieli się dopiero po trzech dniach, gdy umierając z niepokoju o losy syna zaangażowali do pomocy ambasadę RP w Tunezji. Okazało się, że 25-latek jest podejrzewany o terroryzm za sprawą zdjęć, które znaleziono na jego telefonie — z przeszkolenia WOT, ze strzelania z dziadkiem z wiatrówki i w arafatce podczas rodzinnych wakacji w Egipcie przed kilkoma laty.
Po miesiącu wyszedł z więzienia. Ale to nie koniec jego koszmaru
Przez kilka tygodni w zamknięciu rodzice Daniela nie mieli z nim żadnego kontaktu. Chłopak mógł rozmawiać tylko z konsulem — najpierw raz w tygodniu, potem raz w miesiącu. Dlatego jego rodzice 11 czerwca wsiedli w samolot i polecieli do Tunezji, by — jak mówili "Faktowi" — wnioskować w lokalnym sądzie o możliwość zobaczenia się z synem.
Udało się. Co więcej, 14 czerwca rodzice 25-latka poinformowali, że Daniel został zwolniony z więzienia. To jednak nie oznacza końca jego kłopotów. Mężczyzna wciąż podejrzewany jest o terroryzm (choć jak dotąd nie postawiono mu żadnych zarzutów) i nie może opuścić kraju. Sytuacja nie zmieni się do czasu uzyskania dokładnej ekspertyzy telefonu Daniela. A to może trwać bardzo długo.
— U tych ludzi, którymi nie interesuje się kraj, to się bardzo ciągnie. Jeden chłopak czeka już dwa lata — mówi nam Kamilla Dembowska, mama Daniela.
Choć dla rodziców sam fakt, że ich syn wyszedł z więzienia, jest ulgą, to jednak ich koszmar wciąż trwa.
"To jest tragedia dla nas. Jak wróciliśmy do Polski, pękłam"
— To straszne nie wiedzieć, co go jutro spotka, co go czeka. Każdy w sumie mówi, że dobrze, że już jest poza więzieniem. Ale to tak nie jest. Boję się, żeby przez to sprawa nie została odpuszczona. Bo nie wiadomo, ile to będzie trwało, czy miesiąc, czy ileś lat. To jest tragedia dla nas. Jak stamtąd wróciliśmy, to musieliśmy mieć kontakt od razu z psychologiem, bo to jest dla nas coś strasznego. Dla Daniela tak samo. A nie jesteśmy w stanie mu tam zapewnić pomocy psychologicznej — mówi "Faktowi" zdruzgotana mama Daniela.
— Musiałam się przy nim twardo trzymać, ale jak tylko wróciliśmy do Polski, pękłam. Z czego mam się cieszyć, skoro mojego dziecka wciąż nie ma w domu i nie wiadomo, co będzie dalej? — dodaje.
"Całe życie mu przecieka przez palce"
Daniel Dembowski jest teraz objęty formą aresztu domowego — przebywa pod opieką pewnego Tunezyjczyka związanego z tamtejszym wymiarem sprawiedliwości, który poręczył za niego w sądzie. — Podpisaliśmy papiery, że będziemy utrzymywać Daniela, że zobowiązujemy się do wszelkich wydatków na niego. A ten pan jest osobistym poręczeniem za Daniela. Syn wszędzie musi chodzić w jego towarzystwie. Jesteśmy mu dozgonnie wdzięczni, że się na to zgodził. Sami znaleźliśmy tę osobę, polskie władze w niczym nam nie pomogły — mówi mama 25-latka.
Daniel ukończył studia na kierunku genetyka i biologia eksperymentalna, przed rokiem zaczął studiować medycynę. Teraz jego dalsza edukacja stoi pod dużym znakiem zapytania.
— Całe życie mu ucieka przez palce. Nie podejmie kolejnego roku, bo nie pojawił się na ostatnim egzaminie. Czyli mu przepadł ten rok. Przegapił też termin rekrutacji, gdyby miał zaczynać od nowa. Chciał połączyć genetykę ze studiami lekarskimi. Miał taki cel w swoim życiu, żeby odnaleźć przyczynę i zapobiegać udarom u ludzi. Takie naprawdę porządne plany i to wszystko po prostu jest zrujnowane — załamuje ręce pani Kamilla.
MSZ i prezydent milczą
Rodzina największy żal ma przede wszystkim do polskich władz. Poza pomocą konsularną krewni Daniela nie otrzymali bowiem żadnej pomocy od MSZ czy prezydenta.
— Od władz dostaliśmy tylko gwarancję, że mamy kontakt z konsulem polskim w Tunezji. Ale jesteśmy dalej w martwym punkcie. Prosiliśmy o pomoc prezydenta, żeby nam w tej sytuacji pomógł, ale zero odzewu. Nawet pisałam list osobiście, ale nie dostałam nawet informacji, że ten list dotarł. Żadnej odpowiedzi na e-maile, telefony, nic. A tu muszą być naciski od władz polskich w stronę Tunezji, dopiero wtedy coś może pójść do przodu — podkreśla mama Polaka.
— Chcemy go jak najszybciej tutaj ściągnąć. Podczas konferencji przedstawiciele MSZ mówili, że to zależy tylko od Tunezji. Nieprawda. Gdyby walczyli o swojego obywatela, to można by przyspieszyć ekspertyzy tego telefonu. Przecież te podejrzenia o terroryzm są absurdalne — dodaje.
Przed bliskimi Daniela Dembowskiego koszmarne wydatki
Rodzina Daniela Dembowskiego mierzy się teraz z ogromnymi wydatkami związanymi z pomocą prawną i pobytem Daniela w więzieniu. — Co trzy dni dostajemy informację jakąś o płatności. Sama prawniczka zażyczyła sobie jak dotąd 14 tys. zł. Najpierw to było 6,5 tys. zł, zaczęliśmy już zbierać sami po rodzinie, a za trzy dni dostaliśmy SMS, że jednak już to jest ok. 14 tys. zł. Nie wiemy, co będzie jutro, pojutrze. A płacimy jeszcze za tłumaczy, za utrzymanie, za inne rzeczy — wylicza pani Kamilla.
Z inicjatywy osób, które poruszyła historia Daniela, w internecie założona została zbiórka pieniędzy na pomoc Polakowi. — To są straszne sumy, dla nas nie do przeskoczenia — twierdzi kobieta.
Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco