Dziura w NFZ, silna armia i nadmierny deficyt. Czas na podatek wojenny [OPINIA]
Premier Donald Tusk i wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz muszą znaleźć dziesiątki miliardów złotych na modernizację armii
Nadmierny deficyt w Polsce jest faktem i jego ograniczanie zajmie nam kilka najbliższych lat. To mocno zwiąże ręce rządowi w finansowaniu zobowiązań państwa. Dzisiaj mamy hojną politykę społeczną, która ma zostać utrzymana, chcemy wydawać 4 proc. PKB na modernizację armii, musimy znaleźć dziesiątki miliardów złotych rocznie na zasypanie dziury w systemie ochrony zdrowia i setki miliardów na transformację energetyczną. Sama rosnąca gospodarka nie napełni wystarczająco dziurawego budżetu i czas pomyśleć o nowych dochodach, a nie tylko finansowaniu się długiem. Na początek rozpocznijmy dyskusję o podatku wojennym.
- Stan finansów publicznych powoduje, że rząd będzie miał wkrótce duży problem z finansowaniem największych wyzwań
- Jednoczesne wydawanie 4 proc. PKB na armię, zasypanie dziury w NFZ i finansowanie transformacji energetycznej przy utrzymaniu obecnych wydatków może okazać się niemożliwe
- Rozwiązaniem może być postawienie nie tylko na oszczędności, ale też nowe źródła dochodu
- Najmniej kontrowersyjnym rozwiązaniem z możliwością uzyskanie społecznego zrozumienia, może być wprowadzenie specjalnego podatku wojennego, który finansowałby nakłady na armię
- W innym przypadku czeka nas proces gigantycznego zadłużenia lub cięć w wydatkach na 800+, 13. i 14. emeryturę lub inne polityki publiczne
- Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl
Komisja Europejska już wie, że mamy nadmierny deficyt i otworzyła wobec Polski specjalną procedurę. W uproszczeniu – dostaniemy pewnie od 4 do 7 lat na zasypanie dziury w finansach państwa do poziomu poniżej 3 proc. PKB.
W tym czasie rządzący nie będą mieli przestrzeni na wdrażanie kosztownych działań jak choćby podwyżki kwoty wolnej do 60 tys. zł czy waloryzowania świadczenia 800+, a może się nawet okazać, że wkrótce pod znakiem zapytania staną 13. i 14. emerytura. Do tego dochodzi konieczność modernizacji armii i nasze własne zobowiązanie do wydawania na nią 4 proc. PKB. Niezależnie od tego jako państwo (rząd plus spółki Skarbu Państwa) musimy wygenerować setki miliardów złotych na transformację energetyczną. Gdyby tego było mało, okazuje się, że ekipa Donalda Tuska będzie musiała zmierzyć się w najbliższych trzech latach z potężną dziurą w NFZ, która może sięgnąć 160 mld zł.
Wszystko to da się oczywiście pokryć długiem, ale pytaniem jest zawsze jaki będzie jego koszt. Już dzisiaj w skali roku obsługa zadłużenia pochłania 2 proc. naszego PKB, czyli około 70 mld zł.
Pole do oszczędności w szeroko pojętych finansach publicznych nie jest szczególnie duże, bo wiele wydatków jest zdeterminowanych ustawowymi zapisami i zmiana tego stanu nie będzie łatwa. Zamiast jednak myśleć jedynie o innym alokowaniu pieniędzy publicznych czy szukaniu oszczędności, rządzący powinni skupić się na nowych źródłach dochodów.
Podatek wojenny
Wydaje się, że największą i najpilniejszą dzisiaj potrzebą, która wprost spoczywa na barkach rządu, jest znalezienie pieniędzy na modernizację i wzmocnienia armii. Politycy i eksperci od wojskowości od wielu miesięcy przyzwyczajają europejskie społeczeństwo do potencjalnego starcia z Rosją. Władimir Putin wcale nie musi zatrzymać się na Ukrainie, a atak na naszego sąsiada powinien być sygnałem do zbrojenia się.
Dalsza część tekstu pod wpisem
Wzrost nakładów na armię w najbliższych latach będziemy liczyli w dziesiątkach miliardów złotych rocznie. Celem jest 4 proc. PKB, co tylko w tym roku oznacza, że na wojsko przeznaczymy astronomiczną kwotę sięgającą około 140-150 mld zł.
Jeśli jedynym źródłem pozyskania tych pieniędzy ma być zadłużanie się na rynku lub w krajach, od których będziemy kupowali czołgi czy samoloty, to dodatkowo osłabiamy się przez rosnący dług publiczny. Ten zaś gdyby doszło do wojny, szybko nam wystrzeli. Nadmiernie zadłużona gospodarka, ze sztywnymi wydatkami i bez fiskalnych buforów jest równie słaba, jak kraj z małą, źle wyszkoloną i wyposażoną armią.
Czas więc pomyśleć o tym, jak doprowadzić do sytuacji, w której zbudujemy trwałe źródło dochodów, które pokryją zdecydowaną część rosnących co roku nakładów na zbrojenie. Czas na podatek wojenny. Wydaje się, że groźba ze strony Rosji jest dla naszego społeczeństwa, ale i całej UE, na tyle realna, że nowa danina z konkretnym przeznaczeniem, mogłaby zyskać akceptację.
Szczególnie jeśli chcemy utrzymać status quo w obecnych nakładach na politykę społeczną czy inne polityki publiczne, bez cięcia wydatków na 800+, edukację czy ochronę zdrowia.
Fetysz niskich podatków
W ostatnich latach rząd PiS uczynił fetysz z obniżania podatków dochodowych przy jednoczesnym zwiększaniu wydatków i dodawaniu nowych pozycji w budżecie. Nowa koalicja zapowiedziała zaś, że "co dane, nie zostanie zabrane". W tej sytuacji nie da się jednak zmierzyć z rosnącymi wyzwaniami wydatkowymi i to jeszcze w reżimie procedury nadmiernego deficytu.
Rząd już stoi przed dylematem: niskie podatki, czy silna armia? O ile transformację energetyczną będzie w dużej mierze w stanie pokryć pieniędzmi ze spółek Skarbu Państwa, preferencyjnym kredytem z międzynarodowych instytucji finansowych, to z armią nie będzie już tak łatwo. Szczególnie jeśli chcemy, żeby nasz dług publiczny nie zaczął dość szybko zmierzać w kierunku trudnym do udźwignięcia w obsłudze.
Oczywiście rząd może liczyć na fart w postaci kilku lat szybkiego wzrostu PKB, który napełni publiczną kasę pieniędzmi natychmiast przeznaczanymi na najpilniejsze potrzeby. Co jednak kiedy przyjdzie dekoniunktura, a zobowiązania zostaną?
Modernizacja armii numerem jedem
Dzisiaj mówimy jedynie o groźbie wojny, czyli jest czas, żeby się przygotować do tego ryzyka. Bezpieczeństwo wewnętrzne będzie pochłaniało coraz większe środki. Budżet państwa czy Bank Gospodarstwa Krajowego nie udźwigną tego procesu, jeśli nie znajdzie się nowe źródło, z którego będzie mógł czerpać minister obrony narodowej.
Wprowadzanie podatków czy ich podwyższanie nigdy nie jest politycznie łatwe, ale sytuacja geopolityczna, w której się znajdujemy, też jest bardzo daleka od komfortowej. Podobnie jak mało komfortowy dla nowej koalicji jest stan finansów państwa. Jeśli nie nowe źródła finansowania nowych wydatków, to wkrótce staniemy przed koniecznością odpowiedzenia sobie na o wiele trudniejsze pytania. Czy przejściowe nie zawiesić programu 800+ albo radykalnie obciąć liczbę jego beneficjentów? Czy zlikwidować 13. i 14. emeryturę? Czy podnieść stawki podatku VAT, a może je ujednolicić, żeby więcej wpływało do budżetu? Czy zrezygnować z ambitnych projektów rozwojowych jak budowa elektrowni jądrowej, czy CPK? Czy pogodzić się z tym, że dług publiczny będzie gwałtownie rósł, a my, zamiast wydawać pieniądze dla potrzeby obywateli, będziemy je przeznaczali w coraz większej mierze na odsetki dla inwestorów?
Czas niskich podatków się skończył, bo mamy okres, w którym trzeba zmierzyć się wielkimi wyzwaniami.
Autor: Bartek Godusławski, dziennikarz Business Insider Polska
Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco