Roman Wilhelmi 10 lat walczył z rakiem. Zgasł nagle w szpitalu. Od lekarki usłyszał straszne słowa
Roman Wilhelmi “Alternatywy 4”.
Roman Wilhelmi to kultowy aktor, którego niezapomniane role, zwłaszcza w “Karierze Nikodema Dyzmy” oraz “Alternatywy 4” zna każdy. Wilhelmi, tworząc swoje najwspanialsze kreacje, widział, że nie ma wiele czasu. Już na planie “Alternatywy 4”, serialu kręconego m.in. w stanie wojennym wiedział, że cierpi na nowotwór wątroby.
Liliana Głąbczyńska-Komorowska pamięta, że już na planie “Alternatywy 4” wiedziała, że Wilhelmi ma raka. Aktorka wyznała to w najnowszej biografii aktora, “Anioł i twardziel”, która niebawem ukaże się na rynku.
“Tylko taki człowiek jak on mógł tak długo nie poddawać się chorobie. Dzięki uporowi i silnemu charakterowi stworzył wspaniałe role”— podkreśla Liliana Głąbczyńska-Komorowska.
Roman Wilhelmi chorował na raka wątroby. Do końca miał nadzieję
Aktora leczył prof. Jerzy Woy-Wojciechowski, nie tylko znakomity ortopeda i specjalista medycyny nuklearnej, ale i artysta, autor słów do wielu polskich przebojów. To kompozytor, autor muzyki do dwustu piosenek
To on jako pierwszy w Polsce zastosował scyntygrafię do badania kości. Zapewniał, że podczas badań, nieco ponad rok przed śmiercią, Wilhelmi… tryskał optymizmem i opowiadał profesorowi o jednej ze swych ostatnich ról — monogramie “Sammy”. Niestety aktorowi nie pomagało to, że nie był w stanie długo zrezygnować z alkoholu i papierosów.
“Spotykaliśmy się czasem na gruncie towarzyskim. W jednej rzeczy nie dotrzymywałem mu kroku: w piciu. Piję alkohol w niedużych ilościach, a wielu moich przyjaciół i znajomych – w tym Romek – nie wylewało za kołnierz. […] Krytykowałem, że pali za dużo. Tłumaczyłem: Jeżeli już musisz, sięgaj po co drugiego papierosa. […] Romek? On pił ostrzej. Z tym że nigdy nie tracił przytomności. Po tym wszystkim, co przyjął jego organizm, zachowywał pewną trzeźwość. Ja na pewno dawno bym leżał pod stołem”— mówił profesor w książce “Anioł i twardziel’.
Aktor trafił do niego kilka miesięcy później. Profesor widział po badaniach, że stan Romana Wilhelmiego się pogorszył.
“Mówię: Romku […] widzę, że coś nie jest w porządku z twoim zdrowiem, zrobimy dodatkowe badania» Potem poprosiłem go, żeby podpisał mi program monodramu. Mam go do dziś z dedykacją: Drogiemu Jurkowi znad grobowej deski – Roman.
Jak pan zareagował? Powiedziałem: Nie wygłupiaj się, wariacie. Ale on posmutniał: Bo wiesz, tak kiepskawo się czuję.
Zrobiliśmy dokładne badania, scyntygrafię izotopową, rezonans magnetyczny i wszystkie inne możliwe rzeczy. Na bronchoskopię Romek pojechał karetką do szpitala przy ulicy Płockiej. Tam mieściła się doskonała pracownia bronchoskopii. Dotąd Romek był pełen entuzjazmu, mówił o czekającym go monodramie. Po badaniu, po mniej więcej dwóch godzinach, wrócił totalnie zgaszony.
Pytam: Romku, co się stało?
A on: Powiedziałem lekarce, że się słabo czuję. Na co ona: Jak się pan może dobrze czuć, skoro pan ma wszędzie przerzuty?
Chyba zareagowałem wulgarnym słowem. Takiego lekarza, który odbiera pacjentowi nadzieję, pozbawiłbym dyplomu. Romek przygasł zupełnie, a trzy dni później już nie żył”— wyznał profesor Woy-Wojciechowski w książce “Anioł i twardziel”.
Jak wspomina większość znajomych aktora, do końca miał nadzieję, że wyjdzie z choroby.
Ostatnie chwile Romana Wilhelmiego
Niedługo przed śmiercią Wilhelmi trafił do szpitala. Przypadkowo w tej samej placówce po wypadku samochodowym dochodził do sił Marek Kondrat.
“Miałem poważny wypadek samochodowy, który zmienił mi twarz. Dogoniła mnie latarnia na ulicy i wysiadłem przez przednią szybę. W szpitalu zostałem pozszywany, lekarze naprawili pęknięte oko. Odwiedził mnie Romek, który się dowiedział, że leżę piętro wyżej. Przychodził dwa dni po kolei. Opowiadał, jak ważny w życiu jest oddech, przekonywał, że kiedy wyjdzie ze szpitala, wszystko zmieni. Siedział w białym szlafroku, był ciemny na twarzy, właściwie żółtociemny. To już był schyłek jego choroby, kilka dni potem umarł, a zachowywał się tak, jakby nie zdawał sobie z tego sprawy”— podkreślał Kondrat w książce “Anioł i twardziel.
Ostatnią premierą teatralną Wilhelmiego był “Mały światek Sammy Lee” Kena Hughesa w 1991 r. w poznańskiej Scenie na Piętrze. Aktor zmarł 3 listopada 1991 r. w Warszawie na raka wątroby. Miał 55 lat. Pochowany jest na warszawskim Cmentarzu Wilanowskim.