Dzieci myślały, że jadą na kolenie. Obcy zabrali im wszystko. "Gdy słyszę Rabka, robi mi się zimno"

Rabka nie jest zatem miejscem z bajki, nie jest też miasteczkiem z horroru. Jak mówi jeden z dawnych mieszkańców, to miasto pełne podwójności, skrywające niejednoznaczną, fascynującą przeszłość. Beata Chomątowska opisuje ją w swojej książce “Miasto dzieci świata”, której fragment prezentujemy poniżej.

Dzieci cieszyły się, że jadą na kolonie.Po przyjeździe najpierw zabrano im wszystko, co miały. Potem zaprowadzono do łaźni. Musiały rozebrać się do naga i wziąć wspólny prysznic. Następnie badanie. Obcy ludzie w białych fartuchach zaglądali im do nosów i uszu, świecili przyrządami w oczy, pobierali krew. Przestraszone, pod nadzorem pielęgniarek odmaszerowały do wieloosobowych sypialni.

– Ilekroć słyszę “Rabka”, robi mi się zimno – mówi Anna.

Zobacz wideo Syn chorował na raka, a na matkę wylał się hejt

To był rok Czarnobyla – lato 1986. Miała jedenaście lat, podobnie jak jej dwie przyjaciółki i jeszcze dwie inne dziewczynki z Poznania, które też dostały się na kolonie do Rabki-Zdroju. Co prawda zdrowotne, ale zawsze coś. Czuły się podekscytowane i wyróżnione: tylko ich piątka na całe miasto! A dla Anny to na dodatek dopiero drugi wyjazd kolonijny, i to tak daleko. Jechało się wtedy do Rabki całą noc. Jej ojciec, lekarz, załatwił transport z zakładu pracy. Wysiadły rozświergotane, w oczekiwaniu wspaniałej przygody.

– Wiem, że może to zabrzmieć dziwnie – mówi – ale dla mnie wtedy było to doświadczenie porównywalne do tego, co mogli odczuwać ludzie trafiający do więzień albo obozów. I tak mi się do dziś Rabka kojarzy. Na wejściu okazało się, że muszą oddać rzeczy osobiste.

– Nasze ubrania i pieniądze trafiły do magazynu. W pokoju obok każdego łóżka była tylko niewielka szafka typu szpitalnego. Mogła pomieścić tyle, co nic: butelkę soku, jabłko, bieliznę na zmianę. Każdego ranka trzeba było maszerować na dół po resztę odzieży. Odebrano nam też słodycze podarowane na drogę przez rodziców, wtedy trudno dostępne, więc były dla nas jak skarb. Poszły na przechowanie w starych, zapleśniałych szafkach. Kiedy łaskawie wydzielano nam te łakocie co weekend, były tak przesiąknięte obrzydliwą wonią tych skrytek, że odechciewało się jeść. Jeszcze gorsza była świadomość, że tak nam te słodycze, podarowane z serca przez rodziców, zmarnowano.

Po konfiskacie dobytku – badania, powtarzane odtąd codziennie. Ważenie, mierzenie, pobieranie krwi, sprawdzanie wzroku, wydolności płuc. Odmarsz do pokoju. A tam wystrój spartański: proste żelazne łóżka, gołe białe ściany bez choćby jednej ozdoby. Szpitalnie. Do tego dryl jak w wojsku. Nieustanne zakazy. Do pokoju przylega wprawdzie rozległy taras, aż chciałoby się tam posiedzieć, ale dostępu bronią kraty. Wyjście nań dozwolone tylko w obstawie dorosłych. Samodzielne spacery do miasta zabronione. Ale czemu? – spytała któraś, by usłyszeć, że to z powodu awarii w Czarnobylu, w mieście jest zbyt duże skażenie. Na szczęście budynek okalał spory, częściowo zalesiony ogród, z którego wolno było korzystać. To była ich namiastka rabczańskiej przyrody. Co jeszcze? Pobudki o świcie. Dziwna ekscytacja jednej z pielęgniarek na widok wyjątkowo dużego odczynu alergicznego na ręce Anny (badania wykazały uczulenie na pyłki traw, do czego jeszcze wrócimy). Kiepskie jedzenie. Wieczorem zbiorowa kąpiel w asyście pielęgniarek dyrygujących ruchem. Dziwne zachowanie jednego z wychowawców, który często, zbyt często zaglądał do umywalni pełnej roznegliżowanych dziewczynek.

Budynek, gdzie działo się to wszystko, a którego nazwy długo nie będzie umiała sobie przypomnieć (nie pamiętają jej również mama ani koleżanki, może podświadomie wyparły), po przestudiowaniu archiwalnych zdjęć okazuje się Olszówką, dawną rodzinną willą Zdzisława Olszewskiego, w której po upaństwowieniu urządzono sanatorium alergologiczne. Tuż obok, w innym, ordynowała moja rabczańska ciotka.

Anna pamięta przerażenie swoje i koleżanek, gdy już dotarło do nich, że odtąd tak będzie przez całe trzy tygodnie. Jedna z nich wpadła w histerię. Płakała i płakała, nie można jej było uciszyć, dopóki pielęgniarka nie zaaplikowała rozszlochanej nastolatce leku uspokajającego.

– Ta kobieta jako jedyna się nami zainteresowała. W odróżnieniu od reszty personelu była miła i ciepła. Chyba w dużej mierze dzięki niej przetrwałyśmy. Opowiedziała nam, że sama jest mamą kilkuletniej dziewczynki, którą skierowano do tego sanatorium na leczenie, więc zatrudniła się w nim, żeby być bliżej córki – opowiada Anna.

Dziś jest niemal pewna, że przeszły wtedy załamanie nerwowe. To, co je spotkało, określa jako ubezwłasnowolnienie.

Odwiedziny – zabronione. Kontakt z bliskimi – kontrolowany, bo co z tego, że można było raz na jakiś czas zadzwonić do domu, skoro obok siadała piguła (Anna mówi o niej właśnie tak: piguła, nie pielęgniarka) i słuchała każdego słowa. Wystarczyła wzmianka o tym, że komuś jest smutno albo kiepsko karmią, by natychmiast wtrącała się do rozmowy.

– Jedziesz gdzieś z nastawieniem, że będzie przyjemnie, a okazuje się, że znalazłaś się w potrzasku. I to na trzy tygodnie. A dziecko inaczej postrzega czas. Dzień wydaje się niemożebnie długi, więc dla nas to było jak wieczność, zupełnie ponad siły. Wiesz, że rodzice nie przyjadą, że nikt z zewnątrz ci nie pomoże, nie wolno się nawet poskarżyć, bo gdy tylko powiesz, że coś ci nie pasuje, od razu będą na ciebie pokrzykiwać.

Rabka-Zdrój, jeden z pensjonatów

Rabka-Zdrój, jeden z pensjonatów Grabowski/ NAC

Dlatego ukuły plan: uciekną. Dorwały skądś mapkę Rabki, sprawdziły, gdzie jest dworzec kolejowy, obserwowały zachowanie pielęgniarek, żeby ustalić, kiedy najlepiej dać nogę. Powstrzymała je jednak świadomość, że pieniądze są w depozycie i że rodzice mogą mieć z powodu ich zniknięcia nieprzyjemności.

– Opowiadałam im potem oczywiście o wszystkim, ale nie wiem, czy tak do końca zrozumieli, przez co przeszłam i jak wyglądało sanatoryjne życie. W pokoleniu naszych rodziców kontrola nad dziećmi była jeszcze na porządku dziennym. Może więc mama nie odbierała tego pobytu jako aż tak opresyjnego, jak by wynikało z mojej relacji? Ktoś mógłby zresztą i dziś powiedzieć, że rygor w sanatorium to rzecz normalna. Tyle że tam były również dzieci, które ze względu na różne przewlekłe schorzenia objechały wiele uzdrowisk i wiele sanatoriów. I nawet one mówiły, że nigdzie nie spotkały tak restrykcyjnej atmosfery. Słuchałyśmy, nie dowierzając, że gdzieś może być inaczej, normalniej, i zadawałyśmy sobie pytanie, czemu musiałyśmy trafić akurat w takie miejsce, z którego chce się jak najszybciej wyjechać.

Wytchnienie przychodzi dopiero wraz z przyjazdem pięcioraczków z Gdańska, które trafiają do sanatorium w ostatnim z ciągnących się niemiłosiernie tygodni. Słynne pięcioraczki, o których wszyscy czytali w gazetach, które oglądali w telewizji! Trzech chłopców i dwie dziewczynki z rodziny Rychterów, w dodatku wszyscy utalentowani plastycznie. Pięcioraczkom – chlubie gierkowskiej Polski – wszyscy starali się dogodzić, więc skorzystały na tym pozostałe dzieci. Kuchnia się nagle poprawiła, zachowanie pielęgniarek też. Zorganizowano biwak pod Babią Górą, wspólne wyjście do lasu i podchody. Najmilsze wspomnienie z Rabki – wreszcie powiew normalności.

Ledwo Anna zdążyła się rozpakować po powrocie, na jej poznański adres przyszedł list z Rabki-Zdroju. Wyniki badań i diagnoza: “Uczulenie na pyłki traw”.

– To był wyrok. Kuracja lekiem odczulającym, pamiętam do dziś jego nazwę: Polinex, możliwa była wtedy wyłącznie w warunkach sanatoryjnych. Tylko tam był dostępny. Przepłakałam całą noc, że muszę wrócić do Rabki, i nie mogłam w żaden sposób się uspokoić, jak tamta koleżanka. Pocieszano mnie, że pobyt potrwa krótko, znów tylko trzy tygodnie, ale na miejscu okazało się, że nic z tych rzeczy. Przyjechałam w zimie, wyszłam dopiero po Wielkanocy. Prosiłam nawet lekarza prowadzącego, by pozwolił mi wyjechać wcześniej i spędzić święta z rodziną, argumentowałam, że przecież mogę przyjąć ostatnią dawkę zastrzyku już w Poznaniu, że moi rodzice są lekarzami, a przychodnia, w której pracuje tata, mieści się tuż obok domu, więc będę pod dobrą opieką. Rozumiał mnie, był życzliwy, ale się nie zgodził. Wytłumaczył, że po powrocie, w nizinnym klimacie lek może nie zadziałać jak należy i cała kuracja pójdzie na marne.

Za drugim razem było jednak nieco lżej. Może dlatego, że lekarz wysłuchał ją uważnie, był życzliwy, potraktował po partnersku? Może dlatego, że kilka razy odwiedziła ją mama, pomna wcześniejszych doświadczeń, i udało się im wymknąć razem na nielegalną przechadzkę po mieście? A może wiedziała już, czego się spodziewać, i miejsce zdawało się trochę oswojone? Człowiek – jak przeczytała później, już jako dorosła – potrafi przecież do wszystkiego się przyzwyczaić.

Leczenie przyniosło efekty, ale uczulenie na pyłki zniknęło dopiero po wieloletniej kuracji. Więc w zasadzie powinna być Rabce wdzięczna za trafną diagnozę i pierwsze kroki w tym kierunku. Mimo to nie odwiedziła jej już nigdy więcej. Nie chciała. A gdy kilka lat temu po drodze do Krynicy mignęła jej tablica ze znajomą nazwą, poczuła znów tamten zimny dreszcz.

Miasto dzieci świata – okładka książki Beaty Chomątowskiej

Miasto dzieci świata – okładka książki Beaty Chomątowskiej Wyd. Czarne

Fragment pochodzi z książki “Miasto dzieci świata”. Beata Chomątowska opisuje historię Rabki-Zdroju, począwszy od odkrycia dobroczynnych solanek. Złoty okres uzdrowiska przypada na międzywojnie, gdy pod zarządem rodziny Kadenów rozwija się nasza rodzima “czarodziejska góra” – z eleganckimi pensjonatami, dancingami i elitarnymi szkołami dla młodzieży z dobrych domów. Potem nadchodzą mroczne dni: w Rabce powstaje inna szkoła, w której przyszli członkowie oddziałów SS ćwiczą się w wykonywaniu egzekucji, bezpowrotnie znikają też żydowscy mieszkańcy miasta. W 1945 roku dochodzi do napadów na żydowskie sierocińce, a „leśni” jeszcze długo nie składają broni, wcielając w życie mit podhalańskiego zbójnika. Polska Ludowa tworzy tu wielki sanatoryjny kombinat dla najmłodszych, gdzie pełni oddania lekarze walczą o zdrowie przyszłych pokoleń. We wspomnieniach wielu małych kuracjuszy sanatorium przypomina jednak kolonię karną…

Książkę Beaty Chomątowskiej “Miasto dzieci świata” możecie kupić na oficjalnej stronie wydawnictwa Czarne.

OTHER NEWS

14 minutes ago

London Knights championship celebrations draw thousands to Budweiser Gardens

14 minutes ago

London Drugs says employee information could be ‘compromised’ in cyberattack

14 minutes ago

Valerie Bertinelli Announces Mental Health Break From Social Media

16 minutes ago

Jurgen Klopp pens emotional open letter to Liverpool fans ahead of final game

17 minutes ago

Judge pushes decision to next week on Alec Baldwin's indictment in fatal 2021 shooting

17 minutes ago

Robbie Keane guides Maccabi Tel-Aviv to Israeli league title after first season in charge

17 minutes ago

How Neil Jason put on a slap bass masterclass on David Sanborn’s 1979 instrumental classic Hideaway

17 minutes ago

Trump trial judge rebuked for donations to Democrat-aligned groups in 2020

17 minutes ago

Tornadoes, floods, heatwaves and freezes - the extreme weather around the world this weekend

17 minutes ago

Spector unveils Doug Wimbish USA Custom Series basses, including a replica of his iconic 1987 5-string

17 minutes ago

The Beach Boys seen at Abbey Road studios promoting new documentary

17 minutes ago

If you've somehow not played Baldur's Gate 3 yet, our 2023 GOTY is on sale for 15% off, the lowest it's been since launch

17 minutes ago

UAW loses vote to unionize Mercedes-Benz plant in Alabama

17 minutes ago

Highlights! 19-Year-Old Phenom Delivers Vicious TKO

17 minutes ago

'Bet on Cowboys'? Osa Talks Locker Room, Contract and 'All In'

17 minutes ago

Eagles Schedule: Ranking Top QBs Philly's Defense Will Face in 2024

17 minutes ago

William to be usher at Duke of Westminster’s wedding, report says

18 minutes ago

Acacia Ridge, Brisbane: Teenager is charged over horrific stabbing near a school - as a 19-year-old fights for life in hospital

18 minutes ago

Bo Nix starting to build outstanding relationships in Denver, especially with the media

18 minutes ago

Tennis-Swiatek brushes Sabalenka aside to win third Italian Open title

18 minutes ago

Uddhav Thackeray holds 4 Mumbai rallies on last day, calls MNS chief Raj 'mercenary'

18 minutes ago

Putin's Ultimatum to the UK

18 minutes ago

Why Biden could LOSE key battleground state he flipped in 2020 due to rapidly changing landscape

18 minutes ago

Body of Israeli hostage Ron Benjamin is recovered in Gaza after he was kidnapped by Hamas on October 7 while on a bike ride

19 minutes ago

Taking the Lead: Phase 4 of 2024 Polls Saw Improved Turnout of Female Voters in 53 Seats from 2019

19 minutes ago

Sabres' Bowen Byram in Hot Water

22 minutes ago

Emma Raducanu slams tennis gender pay gap and claims women are 'technically better'

22 minutes ago

Favorites stage 15 Giro d'Italia 2024 | Pink Pogacar faces Mortirolo and Livigno over Pentecost!

22 minutes ago

Happy Valley, Top Boy and The Sixth Commandment celebrate wins at Bafta TV awards

22 minutes ago

‘We are happy to welcome aboard millions more Tories’

23 minutes ago

Arne Slot confirms football’s worst-kept secret: he will be next Liverpool manager

23 minutes ago

Kaizer Chiefs players feeling pressure ahead of Polokwane City meeting

23 minutes ago

Biden campaign rejects further debates put forward by Donald Trump

23 minutes ago

Luka Doncic’s Updated Injury Status for Mavericks vs. Thunder Game 6

25 minutes ago

OpenAI Shakeups Breed Growing Concerns Over The Tech’s Safety

25 minutes ago

Video: South West Water boss Susan Davey in grovelling apology to customers after dozens are left vomiting and with diarrhoea after cryptosporidium parasite contaminated water

26 minutes ago

Jurgen Klopp confirms ANOTHER Liverpool exit in final programme notes

26 minutes ago

Shane Lowry shoots sensational 62 to equal Major record at PGA Championship

26 minutes ago

Commanders' rookie 'really happy' he gets to play with vets like Jonathan Allen, Daron Payne

26 minutes ago

23 people missing after setting off in boat to Italy from Tunisia

Kênh khám phá trải nghiệm của giới trẻ, thế giới du lịch