Rosyjska rakieta pogrążyła Mariusza Błaszczaka. Władysław Kosiniak-Kamysz wyciąga wnioski

Władysław Kosiniak-Kamysz

Dopóki wojna w Ukrainie trwa, a Rosja atakuje to państwo na pełną skalę, rakiety, drony, statki powietrzne będą naruszały polską przestrzeń powietrzną. Tego powinniśmy być pewni i na takie sytuacje gotowi. Na szczęście nowe kierownictwo resortu obrony ma tego pełną świadomość i nie chowa głowy w piasek, jak były szef MON Mariusz Błaszczak.

Nie możemy dziś wykluczyć, że tak jak w Przewodowie, gdzie w listopadzie 2022 r. spadały szczątki ukraińskiej rakiety przeciwlotniczej, znowu dojdzie do niezamierzonego wypadku, błędu. Ponownie może zdarzyć się również, to, co zdarzyło się w Zamościu pod Bydgoszczą, gdzie spadł rosyjski pocisk manewrujący Ch-55 z betonową głowicą. Ten przypadek daje już jednak spore pole do spekulacji na temat intencji strony rosyjskiej. Wspomniana rakieta mogła się Rosjanom “zerwać”, jak mówią przeciwlotnicy, czyli na skutek błędu zboczyć z kursu i przypadkowo wlecieć w naszą przestrzeń powietrzną, ale mogła również celowo zostać skierowana nad terytorium Polski, by przetestować reakcję wojska i państwa na tego typu wtargnięcie.

Niezależnie jednak od intencji i powodów naruszania naszej przestrzeni powietrznej, przez obce obiekty latające, każdy taki incydent może być niebywale groźny. Dlatego, gdy dziś nad ranem stacje radiolokacyjne na wysokości miejscowości Oserdów w województwie lubelskim zidentyfikowały rosyjską rakietę manewrującą, wojsko natychmiast uruchomiło wszystkie niezbędne procedury mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa przestrzeni powietrznej. W gotowości były naziemne systemy obrony przeciwlotniczej, aktywowano również polskie i sojusznicze lotnictwo myśliwskie.

Rosyjska rakieta przebywała nad polskim terytorium zaledwie 39 sekund, po czym zawróciła nad Ukrainę. Dowództwo naszej armii zapewnia, że nie było powodów do wydania rozkazu o jej zestrzeleniu, ponieważ niosłoby to ze sobą zbyt duże ryzyko upadku odłamów na tereny zamieszkałe przez ludzi. Wojsko natychmiast przekazało opinii publicznej podstawowe informacje na temat tego incydentu. Konferencję zwołał minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz, a komunikat wydało prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego.

Zmiana w działaniach MON

Ta transparentność, choć powinna być normą, po rządach Mariusza Błaszczaka w resorcie obrony nadal trochę zadziwia. W ostatnich latach byliśmy przyzwyczajeni do tego, że z MON-u i wojska płynęły tylko takie informacje, które budowały propagandowy obraz ministra.

Sprawy trudne, niebezpieczne, czy problematyczne owiane były tajemnicą. Natomiast każda krytyka ze strony dziennikarzy była brutalnie zwalczana. Zaś nawet minimalna krytyka polityki prowadzonej przez resort Błaszczaka ze strony samach wojskowych była ostro karana.

Wystarczy wspomnieć błyskawiczną i zupełnie niespodziewaną dymisję kontradmirała Mirosława Mordela, który podczas opuszczania bandery na ORP “Sokół” powiedział, że oddala się perspektywa pozyskania przez Marynarkę Wojenną nowych okrętów podwodnych. To wystarczyło.

Podobnych sytuacji w ostatnich latach było znacznie, znacznie więcej. Machina propagandowa w resorcie obrony, stworzona przez najbliższe otoczenie ministra sprawiła, że urzędnicy oraz żołnierze najciężej pracowali nie nad zapewnieniem bezpieczeństwa państwa, lecz nad kreowaniem wizerunku ministra Błaszczaka. Zaś o problemach nie wolno było meldować.

Taka polityka ma jednak bardzo krótkie nogi. Szybko zemściła się więc na jej beneficjencie — Mariuszu Błaszczaku. Sprawa rosyjskiej rakiety pod Bydgoszczą wystrzelonej 16 grudnia 2022 r., a znalezionej przez przypadkową osobę pod koniec kwietnia roku następnego, odbija się do dziś byłemu szefowi MON czkawką. Może się też okazać, że doczeka się swojej jeszcze bardziej sensacyjnej odsłony.

Przypomnijmy, w grudniu 2022 r. w polską przestrzeń powietrzną wtargnęła rosyjska rakieta. Polskie stacje radiolokacyjne wychwyciły tor jej lotu. Ówczesny dowódca operacyjny, gen. Tomasz Piotrowski wydał rozkaz do poderwania pary myśliwców bojowych. Rakieta zniknęła jednak z pola widzenia radarów. Dość dokładnie określiły one jednak, gdzie kontakt się urwał. Wojskowi zameldowali, że z dużą dozą prawdopodobieństwa spadała pod Bydgoszczą.

Ówczesny szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, gen. Rajmund Andrzejczak powiadomił lokalne służby, w tym policję. W miejsce potencjalnego upadku rakiety wysłano jednak tylko jeden patrol i niewielkie siły wojska. Była zima, padał śnieg, zbliżały się święta. Szef MON zlekceważył sytuację. Dziś, z raportów MON-u i NIK-u wiemy, że minister Błaszczak nawet nie zapoznał się z wojskowymi meldunkami na ten temat. Rakieta, na szczęście uzbrojona w betonową głowicę, a nie głowicą jądrową — Ch-55 jest zdolna takie przenosić — przeleżała w lesie do wiosny. Pod koniec kwietnia znalazła ją przypadkowa turystka, która wybrała się na konną przejażdżkę.

Minister Błaszczak nawet wówczas nie potrafił odważnie zmierzyć się z tematem. Winę za zaniechania zrzucił na wojskowych. Zażądał dymisji gen. Piotrowskiego. Sprawę rakiety zajęła się Najwyższa Izba Kontroli, a po wyborach także nowy rząd. Wiceminister obrony, Cezary Tomczyk, który był za to odpowiedzialny, przyznał, że minister Błaszczak wiedział, że w grudniu 2022 r. polską przestrzeń powietrzą naruszyła rosyjska rakieta oraz nie wydał pocenia, by służby, w tym wojsko, szukały jej do skutku. Mało tego, Błaszczak o potencjalnie, bardzo niebezpiecznym incydencie nie poinformował swoich przełożonych, premiera Mateusza Morawieckiego oraz prezydenta Andrzeja Dudy, zwierzchnika sił zbrojnych.

Nowy minister obrony wyciąga wnioski

Dla obecnego szefa MON, Władysława Kosiniaka-Kamysza, tamta sytuacja okazała się lekcją tego, jak nie powinien zachowywać się odpowiedzialny minister obrony w obliczu zagrożenia. Dzięki temu opinia publiczna oraz urzędnicy znajdujący się w systemie bezpieczeństwa państwa są informowani na bieżąco o każdym naruszeniu przestrzeni powietrznej. To działa. Jak słyszymy z kręgów zbliżonych do Pałacu Prezydenckiego, prezydent Andrzej Duda oraz Jacek Siewiera, szef BBN-u są bardziej zadowoleni ze współpracy z obecnym kierownictwem resortu obrony, niż z poprzednim, które przecież było z ich obozu władzy.

Unormowanie sytuacji w obszarze informacyjnym, to nie koniec pracy dla nowego szefa MON-u. I znowu, mimo niedawnych zapewnień Mariusza Błaszczaka, że “zbudowaliśmy wielowarstwowy system obrony przeciwlotniczej”, rzeczywistość jest zgoła inna. Budowa takiego systemu owszem została zapoczątkowana, lecz polską armię czeka jeszcze długi marsz, by ją dokończyć. Tymczasem zapewnienie bezpieczeństwa na polskim niebie, to dziś, w obliczu wojny w Ukrainie kluczowa kwestia.