Kulisy ustalania list Trzeciej Drogi. "Do ostatniej chwili nie było wiadomo, kto wystartuje"
Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia
Problem z nazwiskami, łapanka na “jedynki” i atmosfera ciągłej niepewności — tak wyglądało układanie list kandydatów Trzeciej Drogi w wyborach europejskich. Niemal do ostatniej chwili nie było pewne, kto będzie walczył o bilet do Brukseli. Mimo wszystko słyszymy, że koalicja PSL i Polski 2050 jest stabilniejsza niż przed 15 października ubiegłego roku.
- Do niemal ostatniej chwili Trzecia Droga ustalała listy do Parlamentu Europejskiego
- — Był problem z nazwiskami, ponieważ chętnych nie było wielu. Zwłaszcza w okręgach, gdzie mandat jest niepewny — mówi nam jeden z ludowców
- Polska 2050 miała problem w okręgu lubelskim, gdzie startu odmówili Joanna Mucha i Jacek Bury
- Z kolei PSL musiał szukać lidera listy na Mazowszu, gdzie do tej pory mandat zdobywał Jarosław Kalinowski
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
— W tej koalicji ciągle jest więcej rozsądku, niż miłości — twierdzi nasz rozmówca z Trzeciej Drogi, kiedy pytamy o to, jak przebiegał proces układania wspólnych list do Parlamentu Europejskiego.
We wtorek Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz zaprezentowali listy wyborcze Trzeciej Drogi do Parlamentu Europejskiego. O bilet do Brukseli zawalczą m.in. Michał Kobosko, Krzysztof Hetman, Róża Thun, Bożena Żelazowska, Paweł Zalewski, Adam Jarubas i Michał Gramatyka.
Dopinanie list na ostatnią chwilę
Już na wstępie marszałek Sejmu stwierdził, że ogłoszenie kandydatów “trochę się opóźniło”. Bynajmniej nie chodziło — jak zasugerował — o narodziny potomka wicepremiera i prezesa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza. W obu ugrupowaniach słyszymy, że listy były dopinane niemal do ostatniej chwili.
— Do ostatniego momentu nie było wiadomo, kto z tamtej strony wystartuje. Wersje ich list zmieniały się do ostatniego momentu — mówi nam polityk PSL. I dodaje: — Był problem z nazwiskami, ponieważ chętnych nie było wielu. Zwłaszcza w okręgach, gdzie mandat jest niepewny.
Podobne słowa słyszymy w Polsce, ale jednocześnie słyszymy, że proces negocjacyjny był mniej burzliwy niż przed 15 października 2023 r.
— I tak było lepiej niż podczas dogadywania list przed wyborami parlamentarnymi. Wtedy były zdecydowanie większe tarcia w naszej koalicji. Teraz atmosfera była lepsza — podkreśla parlamentarzysta Polski 2050.
Najlepszym przykładem jest decyzja o wycofaniu się ze startu szefa klubu parlamentarnego Polski 2050 Mirosława Suchonia. W jego przypadku wszystko już było dogadane. Poseł nie ukrywał, że będzie liderem listy na Śląsku. Jednak niespodziewanie w poniedziałek ogłosił, że nie będzie kandydował.
“Podjąłem decyzję, że nie wystartuję w wyborach do Parlamentu Europejskiego z pierwszej pozycji. Rozpoczęte sprawy należy dokończyć. Dlatego zostaję” — napisał Mirosław Suchoń na portalu X.
— Na 48 godzin przed zamiarem ogłoszenia liderów list nasi koalicjanci połapali się, że wejście Suchonia do europarlamentu będzie oznaczało mandat poselski dla naszej działaczki. Następna na liście jest Danuta Kożusznik. To, co my wiedzieliśmy od dwóch miesięcy, oni pojęli w ostatnim możliwym momencie — rozkłada ręce polityk ludowców.
Powód jest prozaiczny — w Polsce 2050 nie chcą stracić miejsca w Sejmie kosztem swojego koalicjanta.
Łapanka na “jedynki”
Kolejnym problemem TD był brak chętnych do obsadzenia pierwszych miejsc. Zazwyczaj we wszystkich partiach trwa gorączkowy bój o tzw. miejsca biorące, które dają pewny mandat, zarówno w wyborach parlamentarnych, jak i samorządowych. Wyjątkiem są wybory europejskie, gdzie obowiązuje inna ordynacja.
Polska wybiera 53 europosłów, ale mandaty nie są przypisane do poszczególnych okręgów wyborczych. O tym, ilu przedstawicieli w Brukseli będzie miał dany region, decydują frekwencja wyborcza oraz wynik komitetu. Na przykład województwo lubelskie może mieć dwa lub trzy mandaty.
Podajemy przykład wschodniego regionu, ponieważ naturalnym kandydatem do objęcia pierwszego miejsca był Krzysztof Hetman. Pochodzący z Lublina minister rozwoju w rządzie Donalda Tuska przez niemal dwie kadencje zasiadał w Parlamencie Europejskim. Hetman chce wrócić do Brukseli, ale o mandat walczy z Wielkopolski. Powód? Tam ma największe szanse
Ludowcy nie zamierzali umierać o “jedynkę” w okręgu lubelskim, dlatego oddali ją swojemu koalicjantowi. W trakcie negocjacji w Polsce 2050 wszyscy zakładali, że liderem listy będzie Jacek Bury. Wiceministra Joanna Mucha już wcześniej wyraźnie zadeklarowała, że nie interesuje ją start w eurowyborach.
Na początku kwietnia br. Bury publicznie ogłosił: — W ostatnich dniach zdecydowałem, że złożę mój akces, by Polska 2050, Trzecia Droga lub szersza koalicja, uwzględniła mnie na listach do europarlamentu.
Ale kiedy centrala zapytała, czy podtrzymuje swoje zdanie, byłemu senatorowi przeszła ochota.— Nie startowałem w wyborach parlamentarnych, nie startowałem w wyborach samorządowych i nie wystartuję w wyborach europejskich — mówi Onetowi Jacek Bury.
Z pierwsze miejsca w okręgu lubelskim wystartuje poseł PL2050 Sławomir Ćwik.
Problem ludowców
Podobny problem miał PSL i to — co dziwne — na Mazowszu. Tam od 2009 r. europosłem jest były prezes ludowców Jarosław Kalinowski. Od dawna zapowiadał, że nie zamierza wystartować w tegorocznych eurowyborach. W partii rozpoczęło się szukanie chętnych do schedy po Kalinowskim.
— Niektórzy obstawiali, że z tego okręgu wystartuje wieloletni marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik, ale on woli pracę w kraju. Mamy tam innych liderów, ale nikt nie chciał podjąć rękawicy — tłumaczy jeden z działaczy partii Kosiniaka-Kamysza.
Ostatecznie “jedynką” w okręgu mazowieckim została Bożena Żelazowska, wiceministra kultury.
— Kiedy nikt nie garnął się do startu, Bożena okazała się jedyna odważna. Mam nadzieję, że jej się uda — cieszy się nasz rozmówca.