Zasłużony klub na drodze Ekstraklasy. Ale ma problem. "Czas się tam zatrzymał"
GKS Katowice i Wisła Kraków walczą o powrót do Ekstraklasy
Przed laty GKS Katowice należał do ścisłej ligowej czołówki, a w europejskich pucharach potrafił odprawić z kwitkiem Benfikę Lizbona, czy Girondis Bordeaux z trzema późniejszymi mistrzami świata w składzie. Od blisko 20 lat śląskiego klubu próżno szukać jednak w piłkarskiej elicie. W tym sezonie nadzieje odżyły, zespół jest blisko gry w barażach o Ekstraklasę, a "motorem napędowym" rozwoju ma być powstający nowy stadion. — Na starym czas się zatrzymał — podkreśla Kazimierz Węgrzyn.
- Pod koniec minionego wieku GKS Katowice był jedną z najsilniejszych marek w polskiej lidze. Walczył o mistrzostwo Polski i regularnie bił się z powodzeniem na europejskiej arenie
- W 1994 r. katowiczanie pokonali w dwumeczu Girondins Bordeaux za co ówczesny prezes Marian Dziurowicz hojnie obdarował każdego z piłkarzy kwotą 3 tys. dol. A w zespole z Francji występowali m.in. Zinedine Zidane, Christophe Dugarry, czy Bixente Lizarazu
- Po blisko 20 latach rozbratu z elitą GKS na finiszu I ligi jest o krok od gry w barażach o Ekstraklasę
- W sobotę GieKSa zagra u siebie z Wisłą Kraków (początek meczu o godz. 17.30) w hicie Fortuna 1 Ligi
- — Byłem pod wrażeniem finału Pucharu Polski z Pogonią Szczecin, bo nie spodziewałem się, że Wisła może być taka dobra. I to było coś spektakularnego — podkreśla Kazimierz Węgrzyn. Na finiszu sezonu I ligi Białej Gwieździe grozi jednak absolutna katastrofa
- Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Kazimierz Węgrzyn załapał się już na schyłek najlepszego okresu w dziejach GKS-u Katowice. W barwach górniczego klubu sięgał po wicemistrzostwo Polski (w sezonie 1993/1994), trzecie miejsce w I lidze (wtedy najwyższej klasie rozgrywkowej), Superpuchar i Puchar Polski.
— To był ten najlepszy okres w historii GKS-u Katowice. Tym bardziej pozostaje duża satysfakcja, że mogliśmy w tym uczestniczyć. To był faktycznie dobry czas, choć już w zasadzie końcówka. Mam nadzieję, że wraz z otwarciem nowego stadionu GKS może stanie się klubem, który ponownie będzie grał w pucharach — życzeniowo odpowiada nam były rosły stoper.
Po spektakularnych sukcesach przyszły zdecydowanie chudsze lata dla GKS-u. Gdy w 1998 r. Francuzi z trójką piłkarzy (Zinedinem Zidanem, Bixente Lizarazu i Christophem Dugarrym), którzy w 1994 r. musieli uznać wyższość katowickiego zespołu w Pucharze UEFA sięgali po Puchar Świata, GieKSa pogrążała się w ligowej szarzyźnie, a rok później opuściła szeregi elity. Na krótko, bo szybko wróciła do I ligi i w sezonie 2002/2003 stanęła po raz ostatni na ligowym podium.
To może napędzić GKS. "Widać, że czas się tam zatrzymał"
A potem rozpoczął się krach, który trwa do teraz. Niebawem miną dwie dekady od ostatniego sezonu katowickiego klubu w elicie. A GKS przeżywał przez ten czas różne koleje losu, łącznie z odbudową od czwartej ligi.
— Czasami trzeba być przygotowanym do tego awansu. Dawno nie miałem okazji być na starym stadionie GKS-u, ale wiem, że infrastruktura jest słaba. Jak widzę obrazki, to czas się tam zatrzymał. Miałem okazję zobaczyć też nowy, budowany jeszcze stadion i bez wątpienia robi wrażenie. To byłby dobry moment, by GKS awansował do Ekstraklasy. Wszystko jest możliwe — mówi Węgrzyn, choć w stolicy Górnego Śląska hasło "Awans do Ekstraklasy" był przez ostatnich kilkanaście lat odmieniane przez wszystkie przypadki. I za każdym razem walka kończyła się brutalnym fiaskiem. Pomimo ogromnych nakładów finansowych, bo klub będący na utrzymaniu magistratu może liczyć na ogromną miejską "kroplówkę".
Przez lata na trybunach wysłużonego obiektu wisiały przeróżne transparenty. Od "Murowany kandydat", a kończąc na "Ekstraklasa albo śmierć". To hasło przez lata dudniło w uszach zawodników, którzy przewijali się przez Bukową i nie mogli zrealizować celu, który GieKSie przyświeca już od kilkunastu lat. Najbliżej było w sezonie 2015/2016, gdy GKS finiszował na czwartej pozycji, a rok później uplasował się na piątej lokacie. A po drodze był jeszcze spektakularny spadek w sezonie 2018/2019, gdy katowiczan pogrążył... bramkarz Bytovii Andrzej Witan.
Zobacz bramkę golkipera Bytovii, po którym GKS spadł do II ligi (od 4.55):
Teraz zespół prowadzony przez trenera Rafała Góraka jest w czubie tabeli i przewodzi grupie pościgowej za plecami Lechii Gdańsk i Arki Gdynia, które są o krok od powrotu do elity.
W sobotę przy Bukowej śląski zespół podejmować będzie Wisłę Kraków i może przypieczętować swoje miejsce w barażach o Ekstraklasę.
Trzej mistrzowie świata zatrzymani. Przez polski klub. "Zlekceważyli"
— Im w głowie się nie mieściło, że mogą ten mecz przegrać — mówi Kazimierz Węgrzyn, gdy wspominamy dwumecz GKS-u Katowice z Girondins Bordeaux w 1994 r. w drugiej rundzie Pucharu UEFA. I trudno się temu dziwić, gdy spojrzy się na składy. Na murawie stadionu przy Bukowej biegało wówczas trzech późniejszych mistrzów świata: Zinedine Zidane, Bixente Lizarazu i Christophe Dugarry, ale to GKS Katowice, który powstał zaledwie... 30 lat wcześniej zszokował Europę i pokonał w dwumeczu naszpikowany gwiazdami zespół z Francji.
— To było takie najbardziej spektakularne zwycięstwo, dlatego że wszyscy pewnie tak uważają. Miło wspominam też wyjazdowy mecz z Benfiką Lizbona, który rozegraliśmy sezon wcześniej. To było też fajne przeżycie — dodaje Kazimierz Węgrzyn, który przyznaje jednak, że lepsze wrażenie wywarł na nim inny europejski zespół.
Stadion przy Bukowej lata świetności ma już dawno za sobą
— Wcześniej graliśmy też z Arisem Saloniki i piłkarsko dla mnie był to lepszy zespół niż Bordeaux. Nie byliśmy na pewno faworytem tego dwumeczu z Francuzami. Im w głowie się nie mieściło, że mogą ten mecz przegrać. Z tego względu trochę pewnie nas zlekceważyli — mówi były stoper katowickiego zespołu.
Wizyta w winnicy i premia od Dziurowicza
Awans do trzeciej rundy Pucharu UEFA zespół prowadzony przez trenera Piotra Piekarczyka przypieczętował w rewanżu. Do Francji za GKS-em pojechało... pięciu kibiców, a cała klubowa wyprawa zakładała nie tylko sportową rywalizacje.
— Pamiętam, że do Bordeaux mogliśmy zabrać rodziny, a w przeddzień meczu wybraliśmy się do winnicy na degustacje wina — wspomina Węgrzyn.
Za spektakularny awans piłkarze zostali również hojnie wynagrodzeni przez ówczesnego prezesa katowickiego klubu Mariana Dziurowicza. Jak informował wówczas "Super Express" jego zasobny portfel mocno się uszczuplił, bo każdy z zawodników otrzymał po trzy tysiące dol.
— Europejskie puchary były jego priorytetem. Nie mówił o mistrzostwie Polski, tylko cały czas o pucharach. Zakodował nam to w głowie. Liczyło się dla niego miejsce w pierwszej ligowej "trójce", bo wyznawał zasadę, że piłkarzy można wypromować i sprzedać w pucharach, a nie w Ekstraklasie. Dzisiaj pewnie jest trochę podobnie — dodaje Węgrzyn, który podobnie jak cały zespół zapisał się złotymi zgłoskami w historii GieKSy.
A to tylko mały wycinek wspaniałej historii, jaką napisał katowicki klub. I która cały czas jest wspominana z rozrzewnieniem przez kibiców. Choć GieKSa nie ma w swoim dorobku żadnego tytułu mistrza Polski, to jest klubem niezwykle zasłużonym dla polskiego futbolu.
Dwie twarze Wisły i nieustająca presja. "Byłem zaskoczony"
Po Białej Gwieździe można natomiast oczekiwać w zasadzie wszystkiego. Krakowianie w efektownym stylu sięgnęli po Puchar Polski, a kilka dni później potknęli się w meczu ze zdegradowanym już do II ligi Zagłębiem Sosnowiec (1:1).
— Byłem pod wrażeniem finału Pucharu Polski z Pogonią Szczecin, bo nie spodziewałem się, że Wisła może być taka dobra. I to było coś spektakularnego, bo oni po prostu byli lepsi. Bardzo szybko doskakiwali do rywali. Widać, że są to piłkarze o dobrej technice i umiejętnościach, choć ciężko mi ocenić, czy prezentują już poziom odpowiedni na Ekstraklasę — dodaje Węgrzyn, którzy po odejściu z GKS-u i rocznym epizodzie w austriackim SV Ried wrócił do Polski, gdzie w sezonie 1998/1999 świętował mistrzowski tytuł pod Wawelem.
— Wisła jest jednym z nielicznych klubów, wobec których są tak ogromne oczekiwania. Podobną presję Pogoń nałożyła na siebie w finale Pucharu Polski i jej nie sprostała. Gigantyczna presja i stawianie w roli faworyta sprawia, że Wisła nie jest w stanie pokazać swoich możliwości. Liczba kibiców, która przychodzi na stadion potrafi też sparaliżować — mówi Węgrzyn o sytuacji Białej Gwiazdy, która jest pod ścianą i na dwie kolejki przed końcem sezonu jest nawet poza strefą premiowaną grą w barażach o Ekstraklasę (zajmuje obecnie siódme miejsce z dorobkiem 50 pkt, GKS jest trzeci - 56 pkt). Dla zespołu trenera Alberta Rude byłaby to prawdziwa katastrofa.
— Nie ma czasu na pomyłki. Obu zespołom będzie towarzyszyło ogromne ciśnienie, choć w przypadku GKS-u to nie jest jeszcze ostatni dzwonek, bo mają przewagę nad grupą pościgową. Wisła pokazała, że potrafi się zmobilizować, przykładem jest właśnie mecz finałowy. I to jest taki drugi finał. Trochę czasu już minęło i głowy są chłodniejsze. W zespole jest świadomość, że tutaj może coś uciec. Poszedłbym tym tropem na miejscu trenera i nastawienia piłkarzy. Wyznacznikiem jest właśnie ten mecz pucharowy, w którym pokazali, że potrafią grać w piłkę. Co stoi na przeszkodzie, żeby tego nie powtórzyć? — dodaje były reprezentant Polski i komentator.
Na koniec pytamy go również, czy z punktu widzenia zawodników Wisły zamieniłby zdobyty Puchar Polski na powrót do Ekstraklasy.
— Oczywiście, każdy chce grać w Ekstraklasie. To są pieniądze, inna atmosfera i przede wszystkim spełnione oczekiwania kibiców. Radość po zdobyciu Pucharu Polski była zrozumiała, ale fajnie zdobywać trofeum będąc w elicie. Cały czas człowiek bije się o awans i ma to z tyłu głowy. Niewątpliwie zamieniłbym awans do Ekstraklasy za Puchar Polski — zakończył Kazimierz Węgrzyn w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.
Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco