Wielki gambit Macrona. Ekspertka: Chce, żeby obywatele ponieśli konsekwencje!
Eskperta wyjaśnia, dlaczego Emmanuel Macron zaryzykował wybory.
Francja ma za sobą pierwszą turę wyborów parlamentarnych, jednak jeszcze nic nie jest do końca rozstrzygnięte. Prezydent Emmanuel Macron podjął niemałe ryzyko, rozpisując wybory parlamentarne tuż po tych europejskich. Zdaniem politolożki prof. Małgorzaty Molędy-Zdziech, to gra obliczona na kilka lat do przodu. — On chce obronić urząd prezydenta przed Marine Le Pen — mówi wprost ekspertka. Czy mu się uda?
Sytuacja polityczna we Francji jest skomplikowana i nie można patrzeć na nią tylko w perspektywie ostatnich wyborów, w których Zjednoczenie Narodowe zdobyło 33,2 proc. głosów. Ten wynik to pokłosie dużo głębszego kryzysu.
— Zacznijmy od tego, że w drugiej kadencji swojej prezydentury Emmanuel Macron nie ma większości w Zgromadzeniu Narodowym, czyli niższej izbie parlamentu francuskiego. To między innymi dlatego podejmował niepopularne decyzje, jak choćby ta w sprawie reformy emerytalnej, bez uwzględnienia konsultacji społecznych. Wprowadzał je prezydenckim dekretem, co jeszcze zmniejszało jego popularność związaną z szeregiem nierozwiązanych od lat problemów ekonomicznych — wyjaśnia w rozmowie z "Faktem" politolożka prof. Małgorzata Molęda-Zdziech, kierowniczka Katedry Studiów Politycznych Kolegium Ekonomiczno-Społecznego SGH.
Polityczny poker Macrona. Ekspertka: Nad Francją wisi widmo chaosu
Jak przypomina ekspertka, apogeum tego kryzysu przypadło na lata 2017-2018, kiedy przez Francję przetaczały się strajki żółtych kamizelek. Wszyscy pamiętamy brutalne zamieszki i potężne protesty z tego okresu. Teraz prezydent podjął wielkie ryzyko.
— Niektórzy zarzucają mu wręcz, że może doprowadzić do kresu Piątej Republiki — mówi wprost prof. Molęda-Zdziech. — Po pierwszej turze widzimy, że po raz pierwszy w historii Francji skrajna prawica miałaby być w rządzie i mielibyśmy do czynienia z rządami kohabitacji. Prezydent już zapowiedział, że z mandatu nie zrezygnuje do 2027 r. Nad Francją wisi widmo bardzo niepewnych czasów, dużego politycznego chaosu jeśli premier będzie ze skrajnej prawicy — dodaje.
We Francji obowiązuje jednak system prezydencki, który w tych okolicznościach dale Emmanuelowi Macronowi pewne pole do manewru. To on powierza wybranej osobie misję stworzenia rządu, jednak desygnowanie osoby z partii, która uzyskała najwyższy wynik, wcale nie jest jego obowiązkiem.
— Musimy poczekać do drugiej tury. Francuzi potrafią się jednoczyć i mobilizować. Już słyszymy głosy przywódców partii lewicowych, żeby głosować na kandydata, który ma szanse w wyścigu ze Zjednoczeniem Narodowym, czyli skrajną prawicą — mówi "Faktowi" politolożka.
Niebezpieczne zagranie Macrona. Chodzi o uderzenie w prawicę
Choć w tych wyborach obóz prezydenta na razie przegrywa, wszystko wskazuje na to, że Macron gra w długą grę, obliczoną na lata. Co jest jego celem? Przede wszystkim osłabienie populistów i stojącej na ich czele Marine Le Pen.
— Jak wyjaśnił w liście do obywateli i obywatelek, jak i w swoim exposé, jego zdaniem obywatele muszą przemyśleć swoją decyzję, a w razie czego będą sami ponosić jej konsekwencje. On chce bronić urzędu prezydenta przed Marine Le Pen, bo uważa, że lata kohabitacji pokażą nieskuteczność rządów populistycznych, prawicowych, które nie są w stanie rozwiązywać realnych problemów Francuzów. Macron chce pokazać niemożność rządzenia przez Marine Le Pen i tym samym spowodować, że stanie się ona niewybieralna w wyborach prezydenckich — wyjaśnia prof. Molęda-Zdziech.
Mimo wszystko populiści jakoś uwiedli w przybliżeniu co trzeciego Francuza. Jak im się to udało? Nasza rozmówczyni nie ma wątpliwości, że chodzi o kwestie finansowe.
— Poziom życia we Francji, w szczególności po pandemii, bardzo się obniżył. Następuje duża pauperyzacja. Bogaci wciąż się bogacą, a przy tym liczba wykluczonych społecznie rośnie. To właśnie te niesłyszalne problemy pogarszają sytuacją. Druga ważna sprawa to kwestie narodowości, suwerenności, które prowadzą też do tematu imigracji. Prawicowi populiści mówią wprost, że chcą znieść tak zwane prawo ziemi, które każdemu dziecku urodzonemu we Francji automatycznie daje obywatelstwo. Silny jest dyskurs antymigracyjny, choć język, w jakim jest prowadzony, został mocno złagodzony — wylicza ekspertka.
W Paryżu po wyborach ludzie wylegli na ulice. Choć obóz Marine Le Pen cieszy się dużym poparciem, doszło do protestów, zamieszek. Politolożka zwraca uwagę na to, że te doniesienia dotyczą w zdecydowanej większości stolicy.
— Francja jest państwem o długich tradycjach rewolucyjnych, pełnym podziałów, głównie klasowych. Ten podział to przede wszystkim podział na Paryż i prowincję. Kampania Zjednoczenia Narodowego była obliczona przede wszystkim na ludzi żyjących poza Paryżem. To takie osoby oraz ludzie młodzi są wyborcami tej partii. Protesty, które pokazywały media, w dużej mierze zorganizowane zostały tylko przeciwko skrajnej prawicy. W Paryżu to napięcie istnieje, natomiast poza stolicą, jak mówią sami Francuzi na prowincji, już mniej — komentuje ekspertka.
Wybory parlamentarne we Francji. "Wzywają do łączenia sił"
— Do wtorku zgodnie z regulaminem wyborczym kandydaci, którzy przeszli do drugiej tury, muszą się podtrzymać swoje zgłoszenia. I to jest moment, kiedy właśnie listy do drugiej tury będą tworzone. Zobaczymy, czy w wypadku, gdy przejdzie tych kandydatów więcej, rzeczywiście apel liderów lewicy i Macrona, żeby połączyć wszystkie siły demokratyczne, zostanie wysłuchany — dodaje prof. Molęda-Zdziech.
Na razie Emmanuel Marcon rozgrywa polityczny gambit z nadzieją na to, że jednym ruchem skutecznie rzuci kłody pod nogi Marine Le Pen. Na razie wiele wskazuje, że polityczka, wzorem swojego ojca Jeana-Marie, stanie do wyścigu o Pałac Elizejski w 2027 r.
— Sytuacja jest mocno taka skomplikowana i rozwojowa. Francuzi mają swoje wewnętrzne problemy. Być może, jeśli dojdzie do rządów kohabitacji, bardzo szybko się zorientują, że rządy populistyczne to nie są rządy na rozwiązywanie problemów dotyczących ekonomii, czy kwestii francuskiego wkładu do budżetu Unii. Francuzi przekonają się, że nie ma prostych recept na rozwiązywanie skomplikowanych problemów. Po drodze mamy jeszcze wybory w Stanach Zjednoczonych, które także wpłyną na wybór ewentualnych kandydatów. Na razie za wcześnie, żeby o tym mówić — podkreśla w rozmowie z "Faktem" ekspertka.
Źródło: Fakt
Zobacz też:
Pola minowe na naszej granicy. Wiceszef MON za wypowiedzeniem konwencji o zakazie broni przeciwpiechotnej
"Tarcza Wschód" pod lupą wojskowych. Ekspert mówi wprost: Już straciłem nadzieję!
Tarcza Wschód ogłoszona. Rząd pokazał, jak chce bronić się przed Rosją
Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco