Nauczyciele o samotności. „Paradoksalna i przerażająca w naszej branży”
Nauczyciele o samotności. „Paradoksalna i przerażająca w naszej branży”
W klasie 30 uczniów, w pokoju nauczycielskim kilkadziesiąt osób, a w pierwszej ławce - samotność. Nauczyciele odmieniają ją przez wszystkie przypadki. - Nie wiem, czy jest drugi taki zawód, w którym człowiek pracowałby tak indywidualnie, a z drugiej strony był tak otoczony ludźmi - stwierdza Bartek, polonista.
Bożena, nauczycielka polskiego z woj. świętokrzyskiego, teoretycznie powinna się cieszyć. Najbardziej intensywny czas w
szkole
za nią, w końcu więcej czasu, np. na zaległe spotkania z paczką znajomych. Gdy myśli o tym ostatnim, średnio jej do śmiechu. - Masz dwa miesiące wakacji – nawet nie chce jej się przytaczać frazesów, które powtarzają jej koledzy, a nawet czasem rodzina, rok w rok. Chociaż w szkole pracuje od 25 lat.
Kiedyś się denerwowała, kłóciła, potem się z tego śmiała. Teraz przyszła obojętność, żal i poczucie, że tym bardziej nie ma prawa się odzywać, bo jeszcze usłyszy, że po ostatnich podwyżkach - jak stwierdził jej kuzyn - „wstyd narzekać”. - Czasem chciałabym się zwyczajnie wygadać. Po ciężkim dniu, tygodniu opowiedzieć o frustracji, bezsilności, jaką nieraz czuję, słysząc od uczniów, że nie przynieśli lektury, chociaż prosiłam o to trzy razy. Każdy czasem narzeka, czasem się chwali pracą – mówi. W towarzystwie pozaszkolnym ona nie może. Zostaje z tym sama.
Ola Korczak, polonistka z Warszawy, wśród przyjaciół spotyka się akurat ze zrozumieniem. Choć od razu dodaje, że wielu z nich również skończyło studia polonistyczne. - Ale nawet w towarzystwie szkolnym, najbardziej wspierającym, nauczyciel zostaje sam – mówi. Pierwszy przykład z brzegu? Jeśli psycholog pomaga jej w rozwiązaniu konfliktu między jej wychowankami, to ostatecznie ona odpowiada za jego rozwiązanie. - Gdy w pokoju nauczycielskim mierzę się ze stosem wypracowań i słyszę słowa otuchy typu: „musi być ci ciężko, dzielna jesteś”, to i tak dalej sprawdzam te wypracowania sama – przytacza kolejną sytuację. Może je mnożyć. - Poczucie odpowiedzialności spoczywa tylko na mnie – mówi.
To – odpowiedzialność – z pierwszych miesięcy pracy w szkole Ewa, polonistka w łódzkiej podstawówce, zapamiętała najbardziej. - Jak pracować z uczniem, który wyszedł ze szpitala psychiatrycznego i jest na lekach? Co zrobić, gdy inny przynosi gaz pieprzowy na lekcję – przed takimi dylematami stawała, mając swoje pierwsze wychowawstwo. Gdy zgłaszała sprawy dyrekcji, słyszała: musisz dyscyplinować rodziców, radź sobie.
Redakcja poleca
2
Kolejne zmiany w WF, w szkołach akcje rowerowe. "A epidemia otyłości u dzieci narasta"
2
Jest nowa lista lektur szkolnych. Mamy pełny wykaz
Tym trudniej sobie radzić,
gdy grono pedagogiczne jest mało przychylne
. - Jeśli uczeń ma problem w domu, zwierza mi się, to lepiej takich spraw nie poruszać w pokoju nauczycielskim. Wyciekną do uczniów. Muszę sam znaleźć rozwiązanie problemu – opowiada Marcin, nauczyciel historii, wiedzy o społeczeństwie i geografii z Poznania. Gdy znajdzie i pomoże, czym zaskarbi sobie sympatię uczniów, przechlapane będzie miał z kolei u
nauczycieli
. Obgadywanie, rozmowy za plecami, docinki. Wszystko to przerobił. - Zazdrości w środowisku nie brakuje – stwierdza. Walczy więc na każdym froncie i w tej walce pozostaje sam. - Nauczyciel w swojej pracy jest bardzo samotny – podsumowuje Bożena.
Samotny jak nauczyciel
O samotności, odmienianej przez wszystkie przypadki, nauczyciele opowiadają mimochodem, nieraz po dłuższej chwili milczenia albo zupełnie naturalnie, traktując to jako oczywistość. Jej powody, źródła są przeróżne, uczucie to samo. W klasie 30 uczniów, w pokoju nauczycielskim kilkanaście albo kilkadziesiąt osób, a w pierwszej ławce samotność.
- Na pewno niezrozumienie – precyzuje Bożena, gdy myśli o swojej samotności. I w tej samotności, o ironio, nie jest sama. - Przecież tobie płacą za 18 godzin pracy, co narzekasz – usłyszała niedawno na spotkaniu ze znajomymi Magda, nauczycielka biologii z Łodzi. - Mój szwagier, którego matka zresztą przez 40 lat pracowała jako nauczycielka, stwierdził ostatnio, że w czwartki mam tylko pięć godzin, więc mogłabym odwiedzić ich synka – opowiada z kolei Magda, nauczycielka wychowania przedszkolnego z Wrocławia.
Musiała więc – nie po raz pierwszy - tłumaczyć, że po trzech dniach z nadgodzinami potrzebuje popołudnia bez dzieci. Po drugie pięć godzin z przedszkolakami nie oznacza końca pracy. - Moja córka, która pracuje w typowej korporacji, ale zna moją pracę, bo obserwowała ją latami, nieraz mówi: mamo, ale czemu odbierasz telefony od rodziców wieczorem? Wyłącz albo nie odbieraj i już. Dla niej jest to oczywiste – dodaje Bożena.
Redakcja poleca
2
„Gdyby nie to, w edukacji przeskoczylibyśmy Finlandię.” Co robi nam hałas w szkole?
2
Czarnek wydał miliony na zmiany w lekcjach etyki i religii. Pomysł nie wszedł w życie, a MEN płaci
- Ludzie nie rozumieją całej tej otoczki naszej pracy – stwierdza Magda, nauczycielka z Wrocławia. Od razu przypomina jej się nauczycielka, która zaledwie kilka dni temu na jednej z internetowych grup rzuciła hasło, że szuka inspiracji na lekcje we wrześniu. - Są wakacje, ale poświęcamy ten czas na przygotowanie tematów na cały przyszły rok szkolny. Nasza praca to nie tylko czas z dziećmi – wyjaśnia Magda.
Jej np. kilka godzin tygodniowo zajmuje pisanie sprawozdań. - Sprawozdania w przedszkolu? - dziwił się jej kolega, gdy powiedziała, że w pracy ma mnóstwo papierologii. Gdy opisała, jakie dokumenty na co dzień wypełnia, zaskoczony przyznał, że faktycznie, to sporo. - A ja nawet w opowieściach nie doszłam do końca semestru. Wyliczyłam mu tylko to, co muszę zrobić do listopada – wspomina.
Dawid Łasiński, znany w sieci jako Pan Belfer, nauczyciel chemii w Zespole Szkół im. Chłapowskiego w Bolechowie pod Poznaniem, zaznacza, że każdy ma specyfikę pracy. Z jednym wyjątkiem. Jeśli ktoś pracuje w fabryce, to nikt w to nie wnika, a na szkole znają się wszyscy. - Nie ma innego zawodu na świecie, który łączyłby tak wiele pokoleń. Każde przeszło przez szkołę. Ale tylko jeden człowiek jest w niej cały czas. Nazywa się nauczyciel. I wszyscy mówią mu, jak ma tańczyć. Chociaż nikt nie jest z nim na tej scenie – mówi.
Magda, biolożka, ma jednak poczucie, że niezrozumienie w ostatnich latach powiększyło się. - Nagonka na nas pogłębiła się podczas strajku. Poszło to z góry i tak zostało. Kiedyś negatywne głosy nie były tak powszechne – mówi.
Nauczyciel? To nie jest praca zespołowa
- Ale to też nigdy nie była praca tandemowa, zespołowa – stwierdza Bartek Rosiak, polonista z Łodzi. Na pytanie o samotność w pracy nauczyciela, odpowiada: bez wątpienia. - Jesteśmy w dużej mierze własnymi szefami. Wchodzimy do klasy, zamykamy drzwi i to co się dzieje w naszej klasie, to jest nasza decyzja – mówi. - Wbrew pozorom mamy dużą autonomię. Musimy zrealizować to, co jest w podstawie, ale w jaki sposób to zrobimy, w jakiej kolejności, to już sami o tym decydujemy – zgadza się Marcin, historyk.
- Nie wiem, czy jest drugi taki zawód, w którym człowiek pracowałby tak indywidualnie, a z drugiej strony był tak otoczony ludźmi – dodaje do tego Bartek. Jednego jest pewien: jest to paradoks pracy w szkole. - Mamy wokół wielu ludzi, możemy się konsultować, rozmawiać, ale tak naprawdę niewiele rzeczy robimy naprawdę razem – stwierdza.
Redakcja poleca
2
"Mama dzwoni do nauczyciela, bo dziecku chce się pić." Wycieczki szkolne coraz trudniej zorganizować
2
Stos błędów, powtórzeń i anglicyzmów. Dzisiejsza młodzież nie potrafi mówić po polsku
Taka samotność w tłumie zdaniem dr hab. Doroty Merecz-Kot z Uniwersytetu Łódzkiego specjalizującej się w psychologii pracy, jest jak najbardziej możliwa. Ekspertka wymienia tu dwa typy samotności: gdy fizycznie brakuje nam ludzi, nie mamy z nikim więzi i gdy mamy poczucie osamotnienia. - W tym drugim przypadku nie chodzi o ilość relacji, tylko o ich jakość – wyjaśnia, zaznaczając, że ci, którzy się tak czują, mogą spędzać wiele godzin w otoczeniu nawet pozytywnie nastawionych do nich ludzi, ale i tak będą mieć poczucie, że to jest za mało w stosunku do ich potrzeb.
- To jest w polskiej edukacji najgorsze, że nie ma jakościowej współpracy – stwierdza Marcin. Zwłaszcza międzyprzedmiotowej. Widzi to np. kiedy na historii przerabia XIX wiek, a polonista – romantyzm. - Nie konsultujemy tego między sobą, a można byłoby się uzupełniać – przekonuje. Nie mówiąc już o współpracy polonisty z polonistą itd. Zdaje jednak sobie sprawę z tego, że są różni uczniowie, różne klasy i profile, a podstawy programowe, dodaje Ola Korczak, nie wspierają takiego kolektywnego myślenia.
Pokoje nauczycielskie świecą pustkami
Czasem nie ma też zwyczajnie jak pracować w tandemie, bo w szkołach wiejskich, jak np. u Dawida Łasińskiego, jest tylko jeden chemik – on
. Trudno więc konsultować metody pracy z innym chemikiem. - Są przedmioty, w których nauczyciele są osamotnieni – przyznaje. Jednego roku to on odpowiadał więc za organizację Dnia Ziemi, kolejnego roku biolożka. - Moglibyśmy w tym współpracować, tylko nie ma czasu na to, żeby nauczyciele w ramach bycia w szkole usiedli i sobie coś zaplanowali, bo jak jesteśmy w szkole, to spędzamy głównie czas przy tablicy – tłumaczy.
Dodaje też, że pokoje nauczycielskie od czasu wprowadzenia dzienników elektronicznych wcale nie są takie pełne. Wyrabianie kroków w czasie schodzenia co 45 minut do wspólnego pokoju i rozmowy typu „cześć, co tam u ciebie, ten uczeń świetnie sobie radzi” minęły. - Teraz można wejść do pracy i w zasadzie przez cały dzień nie widzieć innego nauczyciela – opowiada. Od przerwy do przerwy są lekcje. - Jeżeli mamy pięć minut dla siebie między nimi, to siedzimy w sali i po prostu oddychamy, bo czeka nas jeszcze np. sześć godzin – mówi chemik.
Częściej jednak między lekcjami nauczyciel idzie na dyżur i pilnuje uczniów. Albo – jeśli nie ma dyżuru – to uczniowie przychodzą do niego. - Nie wypada mi powiedzieć: „słuchaj nie mam teraz czasu, bo muszę iść do toalety”. Rozmawiam więc z każdym, ale potem okazuje się, że śniadanie jem o godz. 15 – opowiada Dawid Łasiński. Porusza tu kolejny aspekt nauczycielskiej samotności - nauczyciel prowadzi uczniów w zdobywaniu wiedzy. Towarzyszy im. Oni jemu - niekoniecznie. W relacji nauczyciel-uczeń to ten pierwszy przejmuje odpowiedzialność za większość kwestii. - Samotność jest przerażająca w naszej branży – podsumowuje Łasiński.
Redakcja poleca
2
Edukacja zdrowotna za rok w szkołach. "WDŻ mógłby być ciekawy, ale uczniowie przychodzą zniechęceni"
2
Dobry nauczyciel zainteresuje ucznia lekcją i przekona, by zmienił zachowanie? Nie zawsze
- Nauczyciel dźwiga świadomość odpowiedzialności za swoje słowa, postawę. Za to, jak się zachowuje, a czasami nawet jak się ubiera. Przejmuje na siebie problemy swoich podopiecznych. Gdy dzwoni dzwonek, wraca do domu i dalej je przeżywa – dodaje Edyta Książek, polonistka z Częstochowy. Zwraca uwagę na to, jak dużo mówi się ostatnio o dobrostanie uczniów, ale w tym wszystkim pomijany jest dobrostan nauczycieli. Stąd, jak obserwuje, szkolna kadra ma czasami poczucie, że zostaje zostawiona sama sobie. - Żeby system funkcjonował bez zarzutu, to wszystkie podmioty muszą współgrać i się wspierać – podkreśla Książek.
Mobbing i rywalizacja
Gdy mowa o wsparciu, Ola Korczak podaje przykład polonistki, która przychodzi do pracy świeżo po studiach. Starsze stażem koleżanki podsuwają jej materiały, pożyczają książki. - Ale ostatecznie to ona musi wszystko opracować, wybrać, co jej zdaniem jest najważniejsze i to ona zostanie oceniona za efekty pracy – tłumaczy Korczak. - Nawet jeśli grono pedagogiczne jest otwarte na rozmowy, doradzi, wysłucha, to wciąż są tylko rady, pośrednie wsparcie. Ostatecznie nauczyciel sam odpowiada za to, jak zmierzy się z danym wyzwaniem – dodaje.
Edyta Książek przyznaje, że mimo swojego 25-letniego stażu pracy nigdy nie odważyłaby się powiedzieć, że wszystko już wie i zawsze natychmiastowo potrafi zareagować na każdą sytuację. - Czy ktoś przygotowywał mnie do kontaktu z trudnym rodzicem? Nie. Czy ktoś przygotowywał mnie do pracy w okresie pandemii? Nigdy. Do pracy z dziećmi uchodźczymi? Też nie – wylicza.
Ewa do tej listy dorzuciłaby jeszcze pełnienie funkcji psychologa. Tej wiedzy szczególnie brakowało jej, gdy zaczęła uczyć w szkole. Wstydziła się przyznać, że tego nie wie, choć przecież nie była zatrudniana jako terapeuta. Gdy poprosiła w końcu o radę, na wsparcie dyrekcji nie mogła liczyć. - Czasami to nam brakuje np. śmiałości w nawiązywaniu kontaktów albo gotowości do ujawniania siebie w głębszy sposób. Czasami trafiamy do środowisk, w których ludzie są nastawieni na indywidualny sukces i poczucie osamotnienia wynika z tego, jacy ludzie są wokół nas – komentuje prof. Merecz-Kot.
U Ewy zgrały się te dwa czynniki. - Jak tu współpracować i np. wspólnie ustalać program, skoro nauczyciele walczą o godziny – pyta retorycznie Marcin, historyk. Liczba godzin, zwłaszcza tych nadprogramowych, idzie w parze z zarobkami. Jeśli ktoś powiedziałby wprost, że nie musi mieć np. tylu godzin matematyki, bo ten sam materiał jest na fizyce, to nie uzbierałby całego etatu, a więc i całej pensji.
- Z drugiej strony, jak nauczyciele mają tyle godzin, to nie mają czasu na współpracę.
Wypalają się, robią wszystko z automatu i tym bardziej nie chcą współpracować
– koło w ten sposób, jak mówi Marcin, się zamyka. Jeśli ktoś – jak on - wkłada kij między szprychy tego koła, bo chce zmiany, traktowany jest jak intruz. - Trudno w czymś takim wytrzymać. Trudno nie czuć się samotnym – mówi. Ciszy, gdy wchodził do pokoju nauczycielskiego, nie zapomni nigdy.
Bartek Rosiak wraca tu też do sporej – dla niego niezrozumiałej - zazdrości o to, kto jest popularny, lubiany wśród uczniów, o której wspominał też Marcin. – A przecież łaska uczniów na pstrym koniu jeździ. Za chwilę możesz być najmniej lubiany, ponieważ uczniowie biorą przeróżne rzeczy pod uwagę. Liczy się bardziej dobra komunikacja niż sympatia jako taka – mówi. O uczniów, ale też o sukcesy w olimpiadach, a nawet o plan lekcji. Lista zazdrości jest długa. - Nasz zawód jest narażony na mobbing z różnych stron, także społecznej. Zwłaszcza, gdy przyzwyczajamy się, że za drzwiami klasy to my odpowiadamy za wszystko - stwierdza Rosiak.
Minister do spraw samotności
- Ok. 70 proc. nauczycieli spotkało się z mobbingiem. Do tego ponad 50 proc. jest zagrożona wypaleniem zawodowym – dr Beata Rajba, psycholożka i terapeutka z Wyższej Szkoły Kształcenia Zawodowego we Wrocławiu, zna te liczby na pamięć, bo powtarzają się co roku w badaniach przeprowadzanych przez jej studentów. A są one ważne, bo wysoki poziom zagrożenia wypaleniem i wysoki poziom mobbingu (z którym często zostaje się samym, bo brakuje procedur postępowania w takich sytuacjach) powodują nieufność, wrogość wobec siebie i cynizm.
- Jeśli ktoś będzie słyszał cyniczne komentarze, to również może być chętny do dawania tego typu feedbacku – wyjaśnia ekspertka. W pokoju pełnym nieufności i stresu niebezpiecznie jest się z kolei przyznawać do słabości. - A jeśli sprzedaję światu nieprawdziwą wersję siebie z różnych powodów, to ludzie wokół mnie będą reagować na mój nieprawdziwy wizerunek. Trudno się spodziewać, że zauważą to, co głęboko ukrywamy – zaznacza prof. Merecz-Kot. - Te zabiegi wizerunkowe, które mają nam podnieść naszą ocenę i zabezpieczyć przed zranieniem mają więc tę drugą stronę, która jest dla nas kijem – dodaje.
Do tego dr Rajba wraca do specyfiki zawodu nauczyciela, w którą często wpisany jest syndrom ratownika, poczucie misji. Szkolna kadra starając się pomóc uczniowi, nieraz traktowana jest przez niego i rodzica jako wróg i staje się ofiarą. - Uczniowie nie dadzą wsparcia nauczycielowi, rodzice tym bardziej, bo najczęściej stoją po drugiej stronie barykady. Nauczyciel zostaje więc na pierwszej linii frontu – mówi. - Spora presja na rozwój zawodowy, dużo biurokracji, średnie warunki pracy – wylicza dalej Merecz-Kot i przyznaje: - To nie są sprzyjające okoliczności do tego, by budować dobre więzi.
Ekspertki zgodnie przyznają, że w innych zawodach z dużą odpowiedzialnością, w których pracuje się z ludźmi, szczególnie wśród stomatologów i lekarzy, również mocno odznacza się problem samotności. - Lekarze często chronią się humorem. Natomiast w wypadku nauczycieli ze względu na utrwalony etos, błędnie uważa się, że im nie wypada, że nie mają prawa do gorszego dnia – mówi dr Rajba.
Dlatego zdaniem prof. Merecz-Kot warto byłoby zacząć od gotowości na ujawnienie prawdziwego siebie przed innymi, nie zapominając przy tym o drugiej stronie. - Czasem ktoś pragnie zainteresowania od innych, ale sam niespecjalnie jest nimi zainteresowany. Trudno wtedy oczekiwać, że reguła wzajemności zadziała – zaznacza.
Według dr Rajby przede wszystkim brakuje instytucjonalnej formy wsparcia nauczycieli jak superwizja. - Są już szkoły, w których nauczyciele regularnie spotykają się grupowo lub indywidualnie z psychologiem i rozmawiają o swoich problemach, odczuciach – mówi. Przekonuje, że to pomogłoby odbarczyć nauczycieli z emocji i móc potem lepiej rozmawiać z rodzicami czy uczniami.
Jest to tym bardziej niezbędne, bo jak zauważa prof. Merecz-Kot, te dwa zjawiska, samotność i osamotnienie, łączą się w problem ogólnospołeczny. Zwłaszcza w krajach zachodnich, które opanowuje skrajny indywidualizm. - Są państwa, w których funkcjonują już ministrowie do spraw samotności – przypomina ekspertka i za przykład podaje Wielką Brytanię czy Japonię. - Osoby samotne mniej dbają o siebie, o zdrowie. Częściej chodzą na zwolnienia lekarskie. Korzystają z różnego rodzaju używek, kwestionują czasami sens bycia w świecie. Warto więc zadbać o jakość relacji, bo wpływa to na jakość życia - podkreśla.
Reforma da zmiany w szkole?
Dla Edyty Książek funkcję superwizora spełnia na razie związek zawodowy, do którego przynależy. - Mam wokół siebie fachowców, zrozumienie i zaufanie – mówi. Nie ukrywa, że idealnie byłoby gdyby również rodzice zaufali nauczycielom, a nauczyciele rodzicom. Do tego dołożyłaby większą współpracę z organem prowadzącym i kuratoriami. W domu akurat na brak zrozumienia nie może narzekać. - Gdy moje dzieci słyszą, że nauczyciele mają wakacje, to odpowiadają: „ale mama jest właśnie w pracy”. Wręcz buntują się przeciwko takim komentarzom – opowiada.
Ola Korczak z nadzieją patrzy na reformę, która widnieje na horyzoncie i nowe podstawy programowe. - Byłoby wspaniale, gdyby nauczyciele mieli więcej okazji do tego, by pracować drużynowo, projektowo, w ramach ścieżek interdyscyplinarnych tak jak w wielu firmach czy NGO-sach – mówi. Po pierwsze byłaby to praktyczna lekcja współpracy dla uczniów. Po drugie ciężar odpowiedzialności rozłożyłby się na zespół. I w końcu najważniejsze: być może udałoby się zmniejszyć poczucie samotności wśród nauczycieli.
Zdaniem Bartka Rosiaka,
gdy dyrektorzy spojrzą na piramidę demograficzną
, będą musieli postawić na wzajemne wsparcie i współpracę, bo tego m.in. potrzebują młodzi nauczyciele. A ich z kolei potrzebuje szkoła. - Kluczowe w tym zawodzie są pierwsze dwa, trzy lata. Jeżeli nauczyciel się wtedy zniechęci, zobaczy, że jego praca nie jest doceniana, niezauważana, to odejdzie nie tylko ze szkoły, ale w ogóle z zawodu. A nas na to nie stać – mówi.
Przypomina tu o nauczycielach z pokolenia Z, których będzie przybywać. - To jest pokolenie, które wybitnie wymaga słuchania i zwracania uwagi na jego potrzeby. Nie będzie mogło być tak, że „jestem w szkole i nikt o mnie nie wie”. Żeby zatrzymać takiego młodego nauczyciela w zawodzie, nie można pozwolić mu poczuć się samotnym – stwierdza polonista.
Źródło: Radio ZET
Nie przegap