Jerzy Surdykowski: Płacz Europy zamiast cierpienia Polski w Muzeum II Wojny Światowej
Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku w swojej pierwotnej i wstrząsającej aranżacji opowiada, że każda wojna jest męką i cierpieniem, nie ma w niej zwycięzców, są tylko pobici, pomordowani i wypędzeni. Każda wojna: w Ukrainie, w Gazie, gdziekolwiek.
Uczestnicy protestu przy pomniku Witolda Pileckiego przed Muzeum II Wojny światowej w Gdańsku
Już sam budynek dziwny, przekrzywiony, rdzawy barwą gruzu albo porzuconej blachy, zwichrowany – jakby siła potwornej eksplozji wbiła go w otaczające pustkowie – jest niemilknącym wołaniem biegnącym ku nam z przeszłości, o której wolelibyśmy zapomnieć. Jest ostatnim krzykiem poległych w bitwach, przysypanych gruzami, zamęczonych, wygnanych. Bo to miejsce prawie w samym centrum Gdańska nie jest zwykłym pustkowiem, lecz resztką jednego z największych gruzowisk Europy; znam je od dzieciństwa, najpierw wśród zaciągających po wileńsku chłopaków z drżeniem serca zapuszczałem się przez kwartały zrujnowanych kamienic, aż po zawalony gruzem i śmieciami kanał Raduni i jeszcze bardziej tajemniczą Motławę. Z bezmyślnością ziela na kraterze zdzieraliśmy z narożnych ruin tabliczkę z odtworzoną nazwą dawnej ulicy: Żabi kruk.
Czytaj więcej
Michał Szułdrzyński: Jak Donald Tusk nie chce oddać PiS patriotyzmu
Teren wokół Muzeum II Wojny Światowej – tylko nie wtykajcie tam wieżowców!
Potem uczęszczałem do liceum, którego neogotycki gmach mieścił się na skraju gruzowiska obok stoczniowej bramy, która kiedyś w przyszłości okaże się historyczną. Później z wolna ruszyła odbudowa, najpierw od strony dworca kolejowego, potem wokół budynku polskiej poczty wsławionego heroiczną, a daremną obroną we wrześniu 1939 roku. Ale rówień otaczająca budynek ledwie tylko kryje rozbitą bezpowrotnie przytulność ścian i otchłań piwnic, gdzie ludzie bezskutecznie chronili się przed bombami. Więc niech nikt teraz nie waży się uprzątać resztek, plantować alejki, a już – nie daj Boże – wtykać tam wieżowców pod pretekstem, że będą godne centrum wielkiego miasta. Bo w tym miejscu zawsze będzie słychać płacz; wołanie bólu i rozpaczy, które jest jedyną prawdą o wojnie.
Tak też zostało zaprojektowane wnętrze Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku w jego pierwotnej i wstrząsającej aranżacji; opowiada bowiem ono, że każda wojna jest męką i cierpieniem, nie ma w niej zwycięzców, są tylko pobici, pomordowani i wypędzeni. Każda wojna: w Ukrainie, w Gazie, gdziekolwiek!
Czytaj więcej
Pilecki, Kolbe, Ulmowie usunięci z wystawy w Gdańsku. Kosiniak-Kamysz: Zrobimy tak, że wrócą
Można pielęgnować swoje cierpienie, ale nie trzeba go namolnie opowiadać światu
Oczywiście są też mniejsze prawdy o wojnie i każdy naród ma prawo opowiadać je po swojemu; o własnych cierpieniach, bliskich sercu bohaterach, chwalebnych zwycięstwach. Ale w tym właśnie mieście i w tym kraju ta podstawowa prawda powinna być słyszalna po wszystkie czasy. Naród, który utracił 5 mln obywateli i 1/3 terytorium ma też prawo – tak jak Węgrzy – do pielęgnowania bólu swojego Trianon, ale już na szczęście zaczynamy rozumieć, że przekleństwem naszych prób opowiedzenia Polski światu jest namolne rozpamiętywanie naszego bohaterstwa, naszych cierpień i naszych świętych.