Łeb w łeb z faworytem! Ależ walka Polaków o awans na MŚ

Reprezentacja Polski w meczu z Chorwacją

Co tam się działo?! Reprezentacja Polski do samego końca walczyła z faworyzowanymi Chorwatami, na wyjeździe zremisowała 2:2, ale ostatecznie w dwumeczu przegrała 4:5 i nie zapewniła sobie awansu na tegoroczne mistrzostwa świata, które odbędą się w Uzbekistanie.

Reprezentacja Polski o awans na mistrzostwa świata rywalizowała z faworyzowaną Chorwacją. W pierwszym spotkaniu, przed własną publicznością Bialo-Czerwoni przegrali 2:3. Gracze Błażeja Korczyńskiego nie zdołali sobie wypracować zaliczki w Koszalinie i o awans musieli powalczyć na terenie rywala, gdzie będzie trzeba gonić wynik.

Dla Polaków dobrą informacją było jednak to, że w drugim spotkaniu za żółte kartki pauzować będzie Luka Perić. To właśnie ten zawodnik był liderem Chorwatów w Koszalinie i strzelił dwie bramki.

Od początku spotkania Biało-Czerwoni rywalizowali z wyżej notowanym rywalem jak równy z równym, a komentatorzy tego spotkania podkreślali, że nieprzypadkowo naszą reprezentację nazywa się “bandą Korczyńskiego”. Wszystko ze względu na nasz styl gry — agresywny, nieustępliwy i nastawiony na walkę o każdą piłkę.

Polacy długo byli w stanie utrzymywać czyste konto, próbowali zaskakiwać rywali szybkimi kontratakami, ale w końcu Chorwaci w kapitalnym stylu wymienili kilka podań i Dario Marinović cztery minuty przed końcem pierwszej połowy strzelił pierwszą bramkę w tym spotkaniu.

Po przerwie Polacy musieli więc ruszyć do odrabiania strat, a na parkiecie pojawiał się między innymi doskonale znany z trawiastych boisk Waldemar Sobota. Biało-Czerwoni nie potrafili jednak zdominować rywali, wciąż trwała wyrównana walka, a nas w grze o awans utrzymywał Michał Kałuża, który popisywał się kapitalnymi interwencjami.

Kałuża długo spisywał się kapitalnie, ale 10 minut przed końcem spotkania niestety znów skapitulował. Znów strzelał Marinović, piłka odbiła się jeszcze od jednego z naszych obrońców i wpadła do bramki.

Polacy mimo to się nie poddawali. Lotnym bramkarzem bywał Jakub Raszkowski, próbowaliśmy strzałów z dystansu, a w końcu gola po kontrze strzelił Piotr Skiepko.

A niedługo później graliśmy w przewadze, gdy drugą żółtą kartką za brutalny faul na Sebastianie Szadurski ukarany został Kristijan Postružin. Polacy zamknęli rywali w ich własnym polu karnym, do wyrównania doprowadził Michał Kubik, a 47 sekund przed końcem spotkania rywale wrócili do gry w pełnym składzie. Bialo-Czerwoni walczyli o zapewnienie sobie dogrywki, ale w dwumeczu przegrali 4:5 i mimo kapitalnej walki nie zapewnili sobie udziału w wielkim turnieju.

Chorwacja — Polska 2:2 (1:0), 5:4 w dwumeczu