Psycholog dziecięca o wypowiedzi minister zdrowia: nam, dorosłym, średnio wychodzi wychowywanie dzieci

Minister zdrowia Izabela Leszczyna (L), Aleksandra Piotrowska (P)

— Jeśli 16-latka jest w niechcianej ciąży, a tylko wtedy zgłosi się po tabletkę (“dzień po” — red.), to znaczy, że rodzicom z procesem wychowania nie wyszło i szkole pod rządami PiS-u nie wyszło — powiedziała minister zdrowia Izabela Leszczyna na antenie Radia ZET, wywołując burzę w sieci. — Nie byłabym skłonna traktować tej wypowiedzi dosłownie — mówi w rozmowie z Onetem psycholog dziecięca Aleksandra Piotrowska i przypomina: to naturalne, że nastolatek nie informuje rodziców o tym, że staje się aktywne seksualnie i nie można tego utożsamiać z niepowodzeniem wychowawczym.

• Aleksandra Piotrowska zwraca uwagę na pewien paradoks w polskim systemie ochrony zdrowia. — Prawo nie wyciąga żadnych konsekwencji wobec osób, które współżyją z dziećmi, które skończyły 15. rok życia (…), ale jednocześnie nie dopuszczamy możliwości, by ta 15, czy 16-latka poszła do ginekologa bez mamusi — podkreśla
• Psycholożka przypomina, że nie możemy oczekiwać od dorastających dzieci, by zwierzały się ze spraw związanych z życiem intymnym
• Według specjalistki to, że nastolatek ma tajemnice, nie oznacza, że rodzice się nie spisują, tylko dziecko ma potrzebę bycia samodzielnym i niezależnym
• Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Dyskusja na temat tabletki “dzień po” wraca. Tym razem w centrum zainteresowania znalazła się Izabela Leszczyna, minister zdrowia, która była gościem programu “Gość Radia ZET”. W trakcie rozmowy prowadzący audycję Bogdan Rymanowski zadał pani minister pytanie od jednego z internautów dotyczące planu B Platformy Obywatelskiej w sprawie antykoncepcji awaryjnej.

Zapytana o to, dlaczego Platforma Obywatelska ma plan B w sprawie pigułki “dzień po”, a nie ma go w kwestii obniżenia cen paliwa, Izabela Leszczyna stanowczo stwierdziła, że pigułka “dzień po” nie jest planem B w zakresie wychowywania dzieci.

[object Promise]

— stwierdziła, co wywołało poruszenie w internecie. Do słów minister zdrowia odniosła się w rozmowie z Onetem psycholog dziecięca Aleksandra Piotrowska.

(Dalszą część artykułu znajdziesz pod materiałem wideo)

— Nie byłabym skłonna traktować wypowiedzi minister Leszczyny dosłownie, ponieważ jest to oczywiście uproszczenie — zaznaczyła na wstępie psycholożka. Jej zdaniem “generalnie nam, dorosłym, średnio wychodzi wychowywanie dzieci”.

[object Promise]

— stwierdza.

Aleksandra Piotrowska zaznacza, że braki widać zarówno w szkołach, jak i w domach. — W szkołach ta edukacja (seksualna — red.) nie jest realizowana, jak powinna, bo ktoś się boi, że miejscowy proboszcz zrobi awanturę. Natomiast w domach z różnych powodów rodzicom nie udaje się zauważyć, że ich dzieci dorastają. Wciąż mamy wrażenie, że jeśli córka ma 13, 14, czy 15 lat, to przecież jest dzieckiem i o “takich” rzeczach nie myśli — mówi psycholożka.

Specjalistka zwraca przy tym uwagę na niespójności w systemie. — Prawo nie wyciąga żadnych konsekwencji wobec osób, które współżyją z dziećmi, które skończyły 15. rok życia, a zatem oficjalnie dopuszczamy taką możliwość, ale jednocześnie nie dopuszczamy możliwości, by ta 15, czy 16-latka poszła do ginekologa bez mamusi. I nie mówimy tu o ciąży, ale nawet o profilaktycznej wizycie, na której nastolatka mogłaby mieć dobraną odpowiednią metodę antykoncepcji — podkreśla, nazywając to wprost “paranoją”.

Według Aleksandry Piotrowskiej to naturalne, że nastolatek nie informuje rodziców o tym, że staje się aktywne seksualnie i nie można tego utożsamiać z niepowodzeniem wychowawczym. Nie można też tego od dziecka oczekiwać.

— To jedna z naturalnych cech nastoletniego człowieka, że poszerza zakres spraw, którymi nie chce się dzielić z rodzicami. Może opowiadać swojej koleżance, kumplom, ale nie rodzicom. I to niekoniecznie oznacza, że ci rodzice popełnili duży błąd, tylko taka jest prawidłowość rozwojowa — mówi, podkreślając, że w tym wieku pojawia się proces separacji od rodziców i trzymania wielu coraz większej liczby spraw z dala od wiedzy i kontroli rodziców. — To nie tak, że rodzice się nie spisują, tylko dziecko ma potrzebę bycia samodzielnym i niezależnym — skwitowała.