Służby chcą rozszerzyć inwigilację. Ministerstwo pracuje nad ustawą
Służby chcą mieć szerszy dostęp do danych obywateli
Służby chcą rozszerzyć inwigilację obywateli – informuje “Dziennik Gazeta Prawna”. Minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak domaga się, aby służby miały dostęp do danych z e-maili oraz szyfrowanych komunikatorów.
Jak podaje “Dziennik Gazeta Prawna”, obecne przepisy dotyczące komunikacji elektronicznej “zmuszają operatorów telekomunikacyjnych, by gromadzili i ujawniali dane swoich użytkowników na życzenie służb: kto, kiedy, skąd i do kogo telefonował lub SMS-ował”. Tymczasem resort cyfryzacji pracuje nad ich podtrzymaniem, jednak minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak chce te przepisy rozszerzyć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na obciachu zarobiła miliony! Polacy pokochali klapki Kubota – Alina Sztoch w Biznes Klasie
Nie wszyscy zgadzają się z pomysłem Siemoniaka
Siemoniak chce bowiem, aby dostawcy innych usług elektronicznych, takich jak e-maile, czaty czy szyfrowane komunikatory musiały ujawniać kto się nimi posługuje – informuje “DGP”. Dostęp do takich danych miałyby m.in.: policja, CBA, ABW, Straż Graniczna czy Krajowa Administracja Skarbowa – wynika z uwag przesłanych do projektu nowelizacji ustawy prawo komunikacji elektronicznej.
Takiemu rozwiązaniu są jednak przeciwni wiceminister cyfryzacji Michał Gramatyka oraz minister ds. UE Adam Szłapka, który zaznaczył, że “z ustawy powinien zniknąć nawet obowiązek retencji danych dla telekomów”.
Wojciech Klicki z fundacji Panoptykon wskazał, że obecnie służby nadużywają uprawnień do kontroli operacyjnej. – Trudno sobie wyobrazić, jak zwiększyłyby się ich możliwości, jeśli dostałyby one takie narzędzia do ręki – ocenił w rozmowie z “DGP”. Zwrócił też uwagę, że nie jest jasne, w jaki sposób służby miałyby zmusić do przekazywania danych o użytkownikach platformy, które mają stolicę poza Polską – czytamy.
Zobacz także:
“DGP” przypomina, że podobny pomysł chciał uchwalić rząd Zjednoczonej Prawicy w poprzedniej kadencji. Wówczas jednak pomysł ten został skrytykowany przez Unię Europejską, a także przez ówczesną opozycję.