Koalicja chce odbić "bastion" PiS. "Sprawy poszły za daleko"

KO, Trzecia Droga i Lewica do wyborów samorządowych nie pójdą razem

Pięć lat temu Prawo i Sprawiedliwość zdobyło władzę w połowie sejmików. Aktualne sondaże i analizy nie dają szans tej partii na utrzymanie tych zdobyczy. Apetyty rządzącej koalicji po wyborach 15 października są tak rozbudzone, że jej politycy liczą, iż nawet w bastionie PiS na Podkarpaciu może dojść do przełomowej zmiany. Odebranie władzy w sejmiku podkarpackim może się jednak nie udać z powodu wyborczego rozdrobnienia.

• W sejmiku podkarpackim PiS posiada 24 z 33 mandatów. Region jest uznawany za “bastion” partii Jarosława Kaczyńskiego
• Sukces w wyborach samorządowych, a wcześniej wygrana w Rzeszowie wspólnego kandydata (wówczas) opozycji demokratycznej rozbudziły wśród polityków Koalicji 15 października apetyty na odbicie z rąk PiS sejmiku podkarpackiego
• Od polityków KO i Lewicy słyszymy, że trwają właśnie rozmowy na temat wspólnej listy tych partii w wyborach samorządowych. Ale na Podkarpaciu taki sojusz może okazać się niewystarczający
• — Sprawy poszły za daleko, bo Trzecia Droga jest po październikowych wyborach na fali wznoszącej i liczy, że tym razem zrobi dobry wynik sama — mówi Onetowi działacz Lewicy
• Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Koalicja razem, ale osobno

Wiadomo, że Koalicja 15 października nie pójdzie do wyborów samorządowych razem. O tym przesądziła już decyzja liderów PSL i Polski 2050, którzy zapowiedzieli, że w kwietniowych wyborach wystartują ze wspólnych list. I że nie będą dogadywać się z nikim poza Trzecią Drogą. Odstępstwa są możliwe jedynie na poziomie gmin czy powiatów, gdzie większe znaczenie ma poparcie konkretnych postaci niż partyjne szyldy.

Ten sygnał ze strony Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza zmusił Platformę i Lewicę do rozpoczęcia rozmów o możliwości zawiązania koalicji. Formuła tej współpracy nie jest jeszcze dopięta, ale partyjni działacze z różnych regionów mówią nam, że te negocjacje trwają.

Apetyt na wyborczy sukces wiosną jest ogromny. Od polityków koalicji rządzącej słyszymy, że chcą wykorzystać panujący wewnątrz PiS chaos i zadać im drugi cios w wyborach samorządowych. Stawka jest wysoka, bo pięć lat temu partia Jarosława Kaczyńskiego zdobyła władzę w połowie sejmików. Po drodze straciła tylko Śląsk, gdzie politycznej wolty dokonał marszałek Jakub Chełstowski. Politycy koalicji liczą, że teraz władzę uda się PiS-owi odebrać nawet na terenie uznawanym za bastion tej partii – na Podkarpaciu.

“Jest tendencja do zmiany”

Od tamtejszego lidera Platformy i posła Zdzisława Gawlika słyszymy, że rozmowy na temat koalicji w wyborach samorządowych z Lewicą się toczą. — Jestem przekonany, że się dogadamy — mówi Gawlik, dodając, że sam liczy na odsunięcie władzy PiS w sejmiku podkarpackim. — Wybory parlamentarne pokazały, że jest tendencja do zmiany, nawet na Podkarpaciu. Może chciałbym, żeby była ona bardziej intensywna, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę, ile samorządów nie jest już kierowanych przez PiS, widać tę zmianę — mówi Gawlik.

Wiesław Buż, były poseł Lewicy i lider tej partii na Podkarpaciu także zapewnia o toczących się rozmowach z Koalicją Obywatelską. Ale zaznacza, że o pozbawienie władzy PiS w sejmiku będzie trudno. — Ostatnie badania, które widziałem, wskazują, że istotnie dystans do PiS zmniejszamy, nie mają już pełnej dominacji i prawdopodobnie wiosną ich wynik będzie gorszy niż ten w 2018 r. Ale na razie sondaże nie pokazały, że mogą przegrać — mówi Onetowi Buż.

Dziś PiS posiada 24 z 33 mandatów w sejmiku podkarpackim. Cztery mandaty należą do klubu KO, a trzy do PSL. W sejmiku zasiada także jeden radny niezrzeszony. Polityk Lewicy mówi, że chociaż jeden mandat dla jego ugrupowania w sejmiku byłoby znaczącą zmianą.

“Sprawy poszły za daleko”

Jak dodaje, siadając do rozmów z Platformą podkarpacka Lewica, jednoznacznie opowiada się, by do wyborów iść razem, ale “przygotowują się na dwa warianty”. —Na pewno wspólna lista będzie silniejsza, co zwiększa szanse na zbliżenie się wynikiem do PiS. Samotny start oznacza, że nasze poparcie rzędu 6-7 proc. może pójść na marne – zaznacza Buż.

Dodaje, że partie demokratyczne mają szanse na poprawę wyniku, bo wyborcy widzą już realne działania rządu Tuska. Docierają do nich także informacje o nieprawidłowościach, do których dochodziło za czasów rządów Zjednoczonej Prawicy. Do tego — na niekorzyść PiS — będzie działało to, że wyborcy są zwykle niechętni, by głosować na partię, która w poprzednich wyborach (w tym przypadku 15 października) przegrała.

Wiesław Buż uważa jednak, że do pełni sukcesu partii demokratycznych na Podkarpaciu może zabraknąć mocy. — Wynik powinniśmy poprawić, ale żeby pozbawić PiS władzy powinniśmy iść jak najszerszą koalicją do wyborów samorządowych. Ale sprawy poszły jednak już za daleko, bo Trzecia Droga jest po październikowych wyborach na fali wznoszącej i liczy, że tym razem zrobi dobry wynik sama — mówi Onetowi Buż.

Wyborczy bój o Rzeszów

Na Podkarpaciu ciekawy może być także bój o sam Rzeszów. To tam jesienią demokratyczna opozycja zrobiła bardzo dobry wynik, a kandydujący z pierwszego miejsca kandydat KO Paweł Kowal w cuglach wygrał z “jedynką” Zjednoczonej Prawicy Zbigniewem Ziobro.

Wcześniej — bo w 2021 r. — wybory prezydenckie (po rezygnacji Tadeusza Ferenca) wygrał tam także wspólny kandydat opozycji — Konrad Fijołek. Dziś — choć urzędujący prezydent zadeklarował już ponowny start w wyborach samorządowych, wśród partii koalicji rządzącej nie ma jeszcze porozumienia, czy uzyska ich poparcie. Na razie deklaruje to tylko Lewica, od reszty można usłyszeć, że trwają rozmowy, także z innymi kandydatami. Swój start w wyścigu po urząd prezydenta Rzeszowa poza Fijołkiem zadeklarował już prof. Jacek Strojny. Swojego kandydata nie przedstawił jeszcze PiS, choć pytani o start przez lokalnych dziennikarzy — zarówno Ewa Leniart, była wojewoda podkarpacka jak i poseł Marcin Warchoł zaprzeczyli, by zamierzali się ubiegać o fotel prezydenta.