Legenda polskiej kadry nie ma wątpliwości po finale LM. "Wpadli w dziurę"
Piotr Gruszka o finale Ligi Mistrzów
Tydzień po zdobyciu mistrzostwa Polski siatkarze Jastrzębskiego Węgla przystąpili do walki w finale Ligi Mistrzów, ale w Antalyi ulegli Itasowi Trentino 0:3 i nie pokazali pełni swoich możliwości. — Trentino wyglądało lepiej pod względem taktycznym i fizycznym od jastrzębian. Włosi krok po kroku wyłączali kolejne opcje w ataku polskiej drużyny – uważa Piotr Gruszka, 450-krotny reprezentant Polski i ekspert Polsatu Sport.
Siatkarze Jastrzębskiego Węgla po raz drugi z rzędu zagrali w finale Ligi Mistrzów, ale kolejny raz musieli pogodzić się z porażką. Choć do niedzielnego spotkania w Antalyi przystępowali w euforii po tym, jak tydzień wcześniej zdobyli mistrzostwo Polski, to jednak Itas Trentino nie dał im szans, pokonując ekipę Marcelo Mendeza 3:0 (25:20, 25:21, 25:22). Drużyna z Trydentu na włoskich parkietach w tym sezonie nie sięgnęła ani po Superpuchar, ani też Puchar Włoch, zaś z walki o scudetto odpadła w półfinale. Mimo tego w finale w Antalyi pokazali się rewelacyjnie, zwłaszcza pod względem taktycznego przygotowania, bo w systemie blok-obrona królowali nad jastrzębianami. — Taktycznie byli świetnie przygotowani, ale też fizycznie wyglądali lepiej od jastrzębian. Bardzo wysoko skakali w bloku, nie pozwolili Benowi Toniuttiemu grać tego, do czego nas przyzwyczaił, w ataku wyłączyli Jeana Patry’ego, a później robili to z kolejnymi formacjami. W pewnym momencie Tomek Fornal robił, co mógł na skrzydle, ale to okazało się za mało – ocenia Piotr Gruszka, 450-krotny reprezentant Polski i ekspert Polsatu Sport.
Włoskie media uderzały w Trentino
Niewiele brakowało, aby to jastrzębianie podzielili los Itasu Trentino w krajowych rozgrywkach, bo późniejsi mistrzowie Polski byli w poważnych tarapatach w półfinale PlusLigi. Po zwycięstwie w pierwszym meczu półfinałowym z Asseco Resovią 3:2, w drugim spotkaniu to ekipa z Podkarpacia prowadziła już 2:1 i 21:15 w czwartym secie. Gdyby rzeszowianie wygrali za trzy punkty, wówczas to oni rywalizowaliby o złoto, ale Jastrzębski Węgiel uciekł spod topora i doprowadził do zwycięskiego tie-breaka. W podobny sposób nie zdołał jednak odwrócić rywalizacji w Antalyi. — Pewnie gdyby Jastrzębski Węgiel przegrał z Resovią, to przed finałem w Antalyi mógłby być narażony na tyle krytyki, co Trentino. Czytałem we włoskich mediach sporo narzekań na to, że nie zdobyli żadnego trofeum we Włoszech w tym sezonie – mówi Gruszka w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.
— Nawet jeśli jastrzębianie zdołali zdobyć maksymalnie 22 punkty w jednym secie, to liczba oczek i tak nie odzwierciedla przebiegu meczu. Siatkarze z Jastrzębia-Zdroju próbowali niwelować przewagę rywali, w końcówkach szukali punktów zaczepienia, ale ostatecznie nie pokazali wszystkich swoich atutów i przegrali. Pewnie gdybym przed meczem obstawił, że Trentino wygra 3:0, nasłuchałbym się niezłych wyzwisk – przyznaje Gruszka.
“Przestroga ze strony Grbicia”
Legendarny zawodnik polskiej kadry odniósł się też do przesłania, jakie przekazał selekcjoner Biało-Czerwonych Nikola Grbić na antenie Polsatu Sport zaraz po zakończonym finale Ligi Mistrzów. Serb przyznał, że wszyscy byli tak pewni triumfu jastrzębian, że to powinna być przestroga, bo na tym poziomie rywalizacji każdy pragnie zwycięstwa i o wszystkim mogą decydować dwie piłki. A podobna sytuacja może się powtórzyć także w sezonie kadrowym, gdy ci sami zawodnicy staną naprzeciwko siebie, ale już w barwach reprezentacyjnych.
— Pewnie można to odebrać jako przestrogę ze strony Grbicia wobec kibiców, ale trzeba pamiętać, że na tym poziomie rywalizacji różnice są minimalne. Wierzyłem, że Jastrzębski Węgiel wyjdzie z trudnych momentów, tak jak robił to wcześniej, ale wpadli w dziurę. Myślę, że na przyszłość nie zabraknie im motywacji i głodu zwyciężania – kończy Gruszka.