"Dla Kownackiego jestem szmatą". Meyna zdradza kulisy zwycięstwa

Kacper Meyna po zwycięstwie nad Adamem Kownackim

— Bardzo szanuję Kownackiego, ale on mnie nie. Jestem dla niego szmatą. To jest jego zdanie. Ja go szanuję, zawsze wstawałem na jego walki. Olewam to — podkreśla po walce sobotni zwycięzca Kacper Meyna, który rozprawił się w Adamem Kownackim… w 45 sekund.

CEZARY KOLASA: Wszyscy spodziewali się, że obaj ruszycie do przodu. Ale pewne zaskoczenie jest. Chciałeś szybko wejść w wymianę, by sprawdzić siłę ciosu rywala i jego odporność?

KACPER MEYNA: Sam się nie spodziewałem, że tak szybko się odpalę i zasypię go gradem ciosów. Wiedziałem, że Adam ruszy, ale miałem nieco inny plan. Nie zmienia to faktu, że ten plan, który wykonałem, też może być.

Skąd u ciebie była ta pewność? W czerwcu ubiegłego roku biłeś się z Krzysztofem Twardowskim, czyli zawodnikiem z niższej kategorii wagowej. Tu mierzyłeś się z zupełnie innym rywalem.

Tak jak mój trener mówi: “Jak waga się zgadza, to się wszystko będzie zgadzać”. Byłem bardzo dobrze nastawiony, również psychicznie. Psycholog pierwsza klasa, jestem zadowolony, że nastawiła mnie tak dobrze. Czułem ogromny spokój, nigdy tak wielkiego spokoju nie doświadczyłem.

Spotkaliśmy się rano w dniu walki przy recepcji. Byłeś wyluzowany, spokojny. To było nieco dziwne, bo Kownacki był wyzwaniem.

Stres się pojawił, gdy leżałem w pokoju hotelowym. Przykład: miałem drzemkę, przebudziłem się z myślą, że mogę przegrać. Pojawiły się takie “bzdety” w głowie. Ale cały czas przypominałem sobie podejście Tomka Adamka. Widziałem kulisy jego pojedynków, gdy przed walkami leżał, łapał drzemkę w szatni, pewien luz. Wziąłem z niego przykład. Udało się.

Adam nie zgadza się z decyzją sędziego ringowego. Uważa, że Leszek Jankowiak popełnił błąd.

Według mnie sędzia zareagował dobrze. Kownacki zaczął chwiać się po ciosach, jeszcze dwa celniejsze uderzenia i mógłby nie zejść z ringu o własnych siłach. On jeszcze chciał dokończyć bitkę na kontroli antydopingowej. Co za głowa…

Jesteś już w rankingu wagi ciężkiej federacji WBC. Twój promotor Krystian Każyszka pojechał ostatnio na konwencję organizacji do Taszkientu, by walczyć o twoje miejsce w rankingu światowym…

…niech mnie też zabierze ze sobą! (śmiech)

Wiesz, że zaraz mogą pojawić się kolejne sprawdziany?

Powoli jestem gotowy na kolejne wyzwania. Pokonałem Adama Kownackiego, którego bardzo szanuję, choć on mnie nie. Jestem dla niego szmatą. To jest jego zdanie. Ja go szanuję, zawsze wstawałem na jego walki. On sam sobie zepsuł szacunek. Ale ja olewałem takie rzeczy i dalej mam do niego szacunek. Widziałeś mnie rano, byłem wyluzowany, taki śmieszek. Realizuję cele i udowodnię każdemu, kto się myli. Do tego dążę.

Bryant Jennings przyleciał do Polski na sparingi z tobą. Może teraz czas, by Kacper Meyna poleciał do Stanów?

Otrzymywałem już propozycję, by polecieć na sparingi do Wielkiej Brytanii i chyba także do Nowego Jorku. Ale ja wtedy dopiero zaczynałem, nie chciałem tam lecieć na tydzień, by dostać 20 tysięcy złotych i zostać mocno obity. Chciałbym przylecieć tam, by dać też coś od siebie, a nie przylecieć bez formy. Zawsze do mnie dzwonili, gdy dopiero zaczynałem przygotowania lub wstawałem z łóżka (śmiech).