Tomasz Gollob
– Spałem, obudził mnie potworny huk. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem ciężarówkę, która próbuje hamować, ale łapie poślizg i leci prosto na nas – wspominał Tomasz Gollob jedną z sytuacji, w której uciekał śmierci. Tych było wiele. Zahartować zdążył się na tyle, że mówiąc o powyższym momencie potrafił dodać: widok był niesamowity. Hartował go też cios w twarz od gwiazdy, która nie mogła przeboleć, że Polak jest za mocny. A Gollob był piekielnie mocny. Dalej jest – wciąż walczy o powrót do zdrowia po koszmarnym wypadku, który do dziś powoduje u naszego mistrza ból nie do opisania.
- Poza tytułem indywidualnego mistrza świata, sześciokrotnie został mistrzem globu w drużynie. Ma też na koncie 30 medali mistrzostw Polski
- Był bohaterem najbardziej szokującego transferu w polskim żużlu i pierwszym zawodnikiem w lidze z kontraktem na poziomie miliona zł
- Kilka razy otarł się o śmierć. Miał potwornie groźne wypadki zarówno na torze żużlowym, jak i na autostradzie. Wyszedł też cało z katastrofy lotniczej
- Jego karierę sportową zakończyło złamanie kręgosłupa podczas treningu motocrossowego. Od kwietnia 2017 r. nie może samodzielnie chodzić i cały czas zmaga się z okropnymi bólami spazmatycznymi
- — Walczę i się nie poddaję — mówi .Tomasz Gollob, który codziennie spędza parę godzin na rehabilitacji i wierzy, że rozwój medycyny pozwoli mu kiedyś swobodnie stanąć na nogi. 11 kwietnia świętuje swoje 53. urodziny.
- Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
— Trudno jest odpowiedzieć na takie pytanie, zwłaszcza osobie, z którą nie ma się na co dzień kontaktu. Można tylko tak ogólnie powiedzieć – walczę. Walczę i się nie poddaję. Myślę, że każdy człowiek mający taką kontuzję jest po prostu w sytuacji bez wyjścia. Musi pogodzić się z tym, że walka trwa każdego miesiąca, każdego dnia. Tak to mniej więcej w jednym zdaniu wygląda — zdradził nam niedawno Gollob, dla którego szczególnie trudne są zmienne warunki pogodowe.
Skoki ciśnienia, zmiany temperatur tylko potęgują bóle spazmatyczne. — To jest ból, którego nie da się opisać słowami — przyznał mistrz świata z 2010 r.
Ostatnio czuje się nieco lepiej, więc może codziennie trenować (po dwie-trzy godziny) i ćwiczyć chodzenie w egzoszkielecie i z pomocą chodzika. Wciąż wierzy, że rozwój medycyny sprawi, iż kiedyś będzie w stanie jeszcze swobodnie stanąć na nogach.
Każdy dzień ma ściśle rozplanowany. Może samodzielnie prowadzić samochód, ale dalsze podróże są dla niego wyczerpujące. Występy w Canal+, w roli telewizyjnego eksperta też stanowią wyzwanie, ale nie zamierza z nich rezygnować.
— To jest telewizja, z którą współpracuję i bardzo się cieszę, że będę mógł znowu przekazywać za jej pośrednictwem swoją wiedzę. Robię to dla kibiców. Oni nie jeżdżą na motocyklach, więc z samego patrzenia trudno im pewne rzeczy zrozumieć. Staram się zdradzać sportowe, parkingowe kulisy żużla i robię to z naprawdę wielką przyjemnością — powiedział nam.
To on im załatwił miliony
Żużlowcy, którzy dziś zarabiają w PGE Ekstralidze miliony, mogą mu dziękować, bo to on wyprowadził polski speedway z zaścianka, na salony. Dzięki jego sukcesom żużlem zainteresowała się telewizja i wielkie firmy. Sam Gollob stał się ikoną tego sportu. W 1999 r., jako pierwszy żużlowiec w historii został w Plebiscycie “Przeglądu Sportowego” wybrany najlepszym sportowcem Polski.
Co ciekawe speedway miał być dla niego tylko przystankiem w drodze do wyścigów motocyklowych na torach asfaltowych. To tam chciał trafić chłopak, który przygodę ze sportami motocyklowymi rozpoczął od motocrossu. Gdy jednak po ledwie półtora roku żużlowych treningów zaczął wygrywać z najlepszymi juniorami w Polsce, to uznał, że zostanie.
Na krajowych torach szybko stał się hegemonem. Jego osiem tytułów indywidualnego mistrza Polski, jeszcze długo pozostanie wynikiem nieosiągalnym dla nikogo (Bartosz Zmarzlik ma na razie w dorobku tylko trzy złota — przyp. red.). W międzynarodowej stawce długo musiał walczyć o swoją pozycję. Nawet dosłownie, bo żużlowcom z zachodniej Europy, USA i Australii nie podobało się, że młody ambitny Polak zaczyna się rozpychać łokciami w światowej czołówce.
Gdy w 1995 r. podczas Grand Prix Wielkiej Brytanii na torze w Hackney ostro zaatakował na torze Craiga Boyce’a, to Australijczyk był tak wzburzony, że po biegu, uderzył Golloba pięścią w twarz, wywołując przy tym euforię na trybunach i w parku maszyn. Rywale do tego stopnia nie akceptowali Golloba, że gdy FIM ukarała Boyce’a wysoką karą finansową, to zrobili dla Australijczyka specjalną zrzutkę.
Z auta zrobiła się wielka kula
Cztery lata później już nikt pozycji Polaka w światowej czołówce nie kwestionował. Sezon zaczął od genialnej wygranej w Grand Prix Polski we Wrocławiu, cudowną akcją na ostatniej prostej pokonując Jimmiego Nilsena. Wszystko wskazywało, że złoty medal cyklu Grand Prix jest na wyciągnięcie ręki, gdy nagle w finale Złotego Kasku we Wrocławiu doszło do koszmarnego karambolu. Gollob przeleciał wówczas przez bandę, doznał wstrząśnienia mózgu i zmiażdżenia palca, którego koniuszek lekarze zmuszeni mu byli amputować. W finałowej rundzie Grand Prix w Vojens zdołał wystartować (ze specjalną nakładką na palec), ale po biegach wręcz spadał z motocykla i zajął dopiero 9. miejsce. Turniej wygrał goniący go w klasyfikacji generalnej Tony Rickardsson i to on został mistrzem świata.
Wypadki i kontuzje to było jego największe przekleństwo. Kilka razy wręcz otarł się o śmierć. Drugą katastrofą, którą przeżył, był wypadek drogowy pod Pniewami w 2000 r. Żużlowiec jechał z mechanikiem z silnikami do swego niemieckiego tunera, Hansa Zierka.
– Spałem, obudził mnie potworny huk. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem ciężarówkę, która próbuje hamować, ale łapie poślizg i leci prosto na nas. Ostatecznie tir tylko się otarł, ale w kraksie brał udział jeszcze samochód osobowy, który wbił się w mój wóz. Widok był niesamowity, z aut zrobiła się wielka kula. Samochód poszedł do kasacji – pisał potem w książce “Testament Diabła”. W wyniku zdarzenia doznał złamania obojczyka w trzech miejscach.
Tomasz Gollob
W 2007 r. cudem wyszedł cały z wypadku lotniczego. Kierowana przez jego ojca awionetka rozbiła się pod Tarnowem. Razem z Władysławem Gollobem i jego synem lecieli nią wówczas Rune Holta i mechanik Tomasza, Wojciech Malak.
— Silniki, motocykle i części do nich były rozrzucone po całym lesie. Tego dnia po raz trzeci otarłem się o śmierć. Bóg dał nam wszystkim kolejne życie — wspominał później Gollob, którego wielka kariera w Grand Prix zakończyła się w sezonie 2013, gdy już w 2. biegu Grand Prix Skandynawii w Sztokholmie niespodziewanie najechał na niego Tai Woffinden. Kraksa wyglądała koszmarnie. U Polaka doszło do urazu kręgosłupa i wstrząśnienia mózgu. Gollob po wypadku wrócił na tor, ścigał się w PGE Ekstralidze, ale do indywidualnych mistrzostw świata już nie wrócił nigdy.
Stracił czucie w nogach
Trzy lata wcześniej spełnił swoje największe sportowe marzenie — został indywidualnym mistrzem świata. Dokładnie 9 października 2010 r. zawisnął na jego szyi złoty medal. Kosztowało go to mnóstwo wyrzeczeń, pieniędzy, a nawet rozstanie z żoną. Bardzo burzliwe rozstanie, o czym szeroko rozpisywała się plotkarka prasa. Na podium w Bydgoszczy wszedł na jednej nodze, bo kilka dni przed turniejem podczas treningu motocrossowego złamał kość śródstopia prawej nogi. Na szczęście w Grand Prix Polski nie musiał już wcale punktować, bo tytuł zapewnił sobie już rundę wcześniej, we włoskim Terenzano.
Ten motocross okazał się dla Golloba przekleństwem także w 2017 r. Tuż przed rozpoczęciem sezonu żużlowego pojechał na tor w Chełmnie i podczas treningu doznał złamania kręgosłupa.
— Było mi ciasno i duszno. To było w sekundach. Poprosiłem, żeby odpięli mi buzerę, taki osprzęt, który chroni przód i tył kręgosłupa. Potem stwierdziłem, że nie czuję nóg. W tym momencie film się urwał — wspominał potem wypadek z 23 kwietnia 2017 r.
Transfer, który zaszokował wszystkich
Gollob od początku swojej kariery (1988 r.) związany był z Polonią Bydgoszcz. Spędził w niej 15 sezonów, z roczną przerwą na wypożyczenie do Wybrzeża Gdańsk (1999). Gdy po sezonie 2003 zdecydował się na transfer do Unii Tarnów, cała żużlowa Polska była w wielkim szoku.
— To trudne czasy. Nie chciałbym na ten temat rozmawiać, bo te rzeczy można przedstawić tylko w oryginale, ale są tak trudne, że są… nie do przedstawienia — powiedział nam w zeszłym roku Tomasz Gollob, dla którego fakt, że przed sezonem 2004, po 15 latach startów, musiał opuścić swą ukochaną Bydgoszcz, wciąż pozostaje bolesnym wspomnieniem.
W Bydgoszczy działo się wtedy źle. Klub, działając jako jedna z sekcji BKS Polonia, miał olbrzymie długi i po sezonie 2003 został rozwiązany. Pojawiło się nowe stowarzyszenie Bydgoskie Towarzystwo Żużlowe Polonia, które przejęło zawodników i przygotowywało się do startu w sezonie 2004.
Za sam sezon 2003 Polonia była winna klanowi Gollobów 211 tys. zł i nowi działacze, na czele z prezesem Bogdanem Sawarskim, zobowiązanie to uregulowali. Pozostały jednak zaległości z lat poprzednich. Minimum 220 tys. zł wobec Tomasza Golloba (bo padała też kwota 400 tys.) i 100 tys. w stosunku do jego brata Jacka.
W związku z tym długiem ojciec żużlowców Władysław zaproponował działaczom, aby na ogłaszanej 1 grudnia 2003 r. liście transferowej wystawili jego synów za darmo. Tak się też stało. Nie zamykało to jednak drogi do dalszych negocjacji z bydgoskim klubem. Wszyscy byli przekonani, że mimo niesnasek klan Gollobów pozostanie nad Brdą, a ewentualna oferta z nowego klubu będzie wykorzystana tylko jako karta przetargowa w rozmowach z Polonią.
Pierwszy milion w historii
Wtedy jednak pojawił się ówczesny prezes Rafinerii Trzebinia, która została sponsorem Unii Tarnów i zaproponował Gollobowi rekordowe pieniądze — 1 mln zł za sezon i to niezależnie od tego, ile punktów będzie zdobywał w meczach.
Tarnowianie wcześniej skusili już Tony’ego Rickardssona, ale marzyło im się mistrzostwo Polski, więc chcieli jeszcze Golloba. Ostatecznie wzięli dwóch Gollobów, bo w pakiecie z Tomaszem, do klubu z Małopolski przeniósł się też Jacek, z kontraktem o połowę mniejszym od brata. Transfery się opłaciły, bo Unia została dwa razy z rzędu drużynowym mistrzem Polski (2004 i 2005).
Tomasz Gollob
Gdy w klubie z Małopolski skończyły się wielkie pieniądze, to Golloba skusił prezes Stali Gorzów Władysław Komarnicki. Mistrz świata z 2010 r. był później jeszcze bohaterem jednego spektakularnego transferu, gdy po sezonie 2012 zamienił Gorzów na budowany przez miliardera Romana Karkosika “dream team” w Toruniu.
Ostatnie dwa lata swojej kariery spędził w GKM-ie Grudziądz. Przygotowywał się do trzeciego, ale feralny wypadek motocrossowy wszystko przekreślił.
— W mojej głowie było to, że nie powinienem pojechać, ale pojechałem. I to był błąd — przyznał w filmie Marcina Majewskiego “Czas”.
News Related-
Małgorzata Kożuchowska i Redbad Klynstra byli parą. Wygadała się Katarzyna Nosowska
-
Oto ile pieniędzy zarabiają nauczyciele w roku 2023/2024. Takie są ich wypłaty i dodatki. Zobacz minimalne wynagrodzenie 28.11.2023
-
Janek poszedł tylko po jedzenie dla królików. Został ciężko ranny
-
CCC przecenia skórzane kozaki Lasocki. Zachwycają prostym krojem. Okazje też w eobuwie, Deichmann
-
Nie minęło 48 godzin. Błaszczak musi się tłumaczyć z deklaracji
-
Dania ze szkolnej stołówki. Koszmar czy miłe wspomnienie z dzieciństwa? Tak gotowano w PRL
-
Rosja szykuje uderzenie? Putin zatwierdził plan ws. armii
-
Ekstraklasa siatkarek. Pewna wygrana ŁKS Commercecon Łódź
-
Dane medyczne Polaków w sieci. Niewiele można z tym zrobić (aktualizacja)
-
Burza stulecia paraliżuje południową Rosję i Krym; zalane autostrady i budynki, setki tysięcy ludzi bez prądu
-
Android Auto: odświeżone Mapy Google w kolejnych samochodach
-
Lech Wałęsa ujawnił, co zrobił z pieniędzmi za Pokojową Nagrodę Nobla. Piękny gest
-
"Milionerzy" - Tomasz szedł jak burza, ale poległ na pytaniu o byka
-
Urządzili kobietom piekło i uciekli. Usłyszeli zarzuty. Znamy szczegóły