Dafoe nigdy nie ukrywał swojego adresu, chwalił sąsiadów. Niestety popełnił błąd
“Dafoe przeprowadził się do Rzymu prawie dwadzieścia lat temu. A namówiła go do tego żona – Giada Colagrande, reżyserka i aktorka pochodząca z abruzyjskiej Pescary. W wywiadach aktor mówi, że uwielbia Rzym, kocha rzymian, dostrzega wielkie słabości tego miasta, ale stara się nie marudzić, bo w zamian za to, że czasami musi zatkać nos albo uszy, dostaje coś, czego nie ma w Nowym Jorku ani w Los Angeles” – pisze Piotr Kępiński w książce “Rzym. Miasto nad miastami”. Publikujemy przedpremierowo jej fragment.
“W Rzymie nie można śnić. Trzeba brać to, co jest, i stąpać twardo po ziemi. Bo to miasto kocha swoje korzenie, ruiny i tradycje, ale nie zastyga w muzealnej formie, tylko intensywnie żyje. I jest z tego życia zadowolone. Nawet jeżeli nie jest ono perfekcyjne” – mówi o Rzymie, w którym mieszka od 10 lat, poeta, krytyk literacki, eseista Piotr Kępiński. Jego “Rzym. Miasto nad miastami” ma charakter bardzo osobisty, autor nie opisuje w niej klasycznych i sztandarowych zabytków Rzymu, jak Koloseum czy bazylika Świętego Piotra, lecz to, co – jego zdaniem – jest warte obejrzenia: stadion sportowy, dawna Wioska Olimpijska, Narodowe Muzeum Sztuki XXI wieku Maxxi, kompleks sal koncertowych Auditorium Parco della Musica, nietypowa “galeria poezji” na Tybrem, architektura z okresu faszyzmu, Regina Coeli, jedno z najstarszych i najcięższych więzień we Włoszech, lub w czym osobiście uczestniczył: interesujący spektakl teatralny podczas trzęsienia ziemi, święto Zakonu Kawalerów Maltańskich. Gdzie to tylko możliwe, poszukuje polskich akcentów. Premiera książki jest zaplanowana na 5 czerwca 2024 roku.
Zobacz wideo Ile kosztuje najdroższy polski film? Ludzie do tej pory zastanawiają się, na co poszły te pieniądze
Willem Dafoe obrabowany
Wybrałem się ostatnio z Claudiem do getta, czyli dzielnicy żydowskiej. Powstała ona w roku 1555 w wyniku decyzji papieża Pawła IV, który polecił, aby Żydów (mieszkających w tych okolicach od czasów antycznych) odseparować od chrześcijan i ustanowić dla nich osobną strefę zamykaną na noc. Istniała do roku 1870, kiedy ówczesne władze miasta zdecydowały o jej likwidacji. Do naszych czasów przetrwała natomiast nazwa “getto” – rzymianie powszechnie jej używają (nie ma dla nich tak tragicznych konotacji jak dla nas).
Most Fabrycjusza łączący getto z wyspą Tiberina (2008 rok)
Most Fabrycjusza łączący getto z wyspą Tiberina (2008 rok) Fot. Waldemar Gorlewski / Agencja Wyborcza.pl
Poszliśmy tam do restauracji Ba’Ghetto. Wchodzi ona w skład niewielkiej i ambitnej sieci, posiadającej swoje lokale także w Mediolanie, Florencji i Wenecji, w których można zjeść dania kuchni żydowskiej. Przez większą część roku stoliki stoją na zewnątrz, nawet gdy temperatura spada do dziesięciu stopni.
Był październik, w Rzymie jest wtedy jeszcze stosunkowo ciepło. Dlatego o godzinie dziewiętnastej na małym placyku, który stanowi centrum getta, siedziały prawdziwe tłumy. A wśród nich Isabella Rossellini, córka Ingrid Bergman i reżysera Roberta Rosselliniego. Przy niewielkim stoliku popijała czerwone wino, jadła karczochy po żydowsku i swobodnie rozmawiała, prawdopodobnie z wnukami. Nikt nie robił aktorce zdjęć. Nikt nie podchodził do niej z prośbą o autograf. Nie dlatego, że jej nie rozpoznano. Wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że wszyscy wiedzieli, kim jest.
Isabella Rossellini w 2004 roku w Warszawie
Isabella Rossellini w 2004 roku w Warszawie Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl
Pod tym względem Rzym jest miastem paradoksalnym. Na placach, na ulicach, w metrze ludzie mogą się gapić na nieznajomych, bez żadnych skrupułów naruszając ich strefę komfortu. I nikt sobie z tego powodu nie robi wyrzutów. Skoro jesteś w miejscu publicznym, to znaczy, że możesz być obserwowany. Jednocześnie stolica Italii bywa dyskretna i powściągliwa. W restauracjach i barach człowiek staje się przezroczysty nie tylko dla kelnera, ale przede wszystkim dla innych gości. Niewykluczone, że z tego powodu niektórzy zagraniczni aktorzy mieszkają tutaj na stałe, jak chociażby Willem Dafoe, który kupił apartament niedaleko piazza Vittorio Emanuele II przy via Mecenate.
Dafoe przeprowadził się do Rzymu prawie dwadzieścia lat temu. A namówiła go do tego żona – Giada Colagrande, reżyserka i aktorka pochodząca z abruzyjskiej Pescary. W wywiadach aktor mówi, że uwielbia Rzym, kocha rzymian, dostrzega wielkie słabości tego miasta, ale stara się nie marudzić, bo w zamian za to, że czasami musi zatkać nos albo uszy, dostaje coś, czego nie ma w Nowym Jorku ani w Los Angeles: fantastyczne niebo, rewelacyjne jedzenie, luz i beztroskę.
Willem Dafoe z żoną
Willem Dafoe z żoną AFC / SplashNews.com / AFC / SplashNews.com/East News
Podobno nie jest zarozumialcem. Każdy może do niego podejść i z nim porozmawiać. Godzi się nawet na wspólne zdjęcia.
Dafoe nigdy nie ukrywał swojego adresu. W wielu publicznych rozmowach mówił o ulicy, przy której mieszka, chwalił sąsiadów. Niestety popełnił błąd. Za bardzo zaufał Rzymowi. Kilka lat temu, kiedy wraz z żoną wyjechał na parę miesięcy do Stanów Zjednoczonych (jak to ma w zwyczaju), jego mieszkanie zostało obrabowane. Złodzieje doskonale wiedzieli, do kogo się włamują. Zadanie mieli trudne, bo nie dość, że dom, w którym mieszka Dafoe, znajduje się przy ruchliwej ulicy, to w dodatku jest stale monitorowany przez agencję ochrony.
Według ustaleń policji złodzieje byli jednak prawdziwymi fachowcami, jakich w stolicy Italii nie brakuje. Nie mogąc dostać się do mieszkania przez klatkę schodową, weszli na taras budynku, po czym za pomocą liny opuścili się na balkon kuchenny, wyważyli drzwi i splądrowali wszystkie pomieszczenia. Ukradli aktorowi projektor filmowy, komputer, wiele cennych książek, biżuterię.
Mieszkańcy nie mogli uwierzyć, że ktoś włamał się do ich kamienicy. W takim porządnym kwartale? W biały dzień? W wywiadach dla lokalnej telewizji twierdzili, że nigdy wcześniej nie doszło u nich do rabunku.
Jeszcze dwadzieścia, trzydzieści lat temu domowe kradzieże były w stolicy Italii na porządku dziennym. Nie znam rzymianina, który nie doświadczyłby ich osobiście. I to bez różnicy, czy mieszkał w dzielnicy bogatej, czy biednej. Włamywacze nie znali litości ani dla jednych, ani dla drugich. To dlatego w mieście wszystkie mieszkania w kamienicach i blokach od parteru do drugiego piętra są zazwyczaj okratowane. Właściciel budynku, w którym mieszka Dafoe, najwyraźniej o tym zapomniał.
Ostatnia dekada była nieco spokojniejsza. Obecnie policja znowu odnotowała piętnastoprocentowy wzrost rabunków w stosunku do ubiegłego roku. Złodzieje najchętniej grasują teraz w dzielnicy Torpignattara, ale coraz częściej pojawiają się także w okolicach Ponte Milvio. W kamienicy, w której mieszkam, podczas pory obiadowej próbowali wyłamać drzwi do mieszkania sąsiada dwa piętra wyżej. Nie dali rady. Drzwi miał przedwojenne.
Dzielnica getto w Rzymie – portyk Oktawii
Dzielnica getto w Rzymie – portyk Oktawii Fot. Waldemar Gorlewski / Agencja Wyborcza.pl
Jak twierdzą rzymianie, Mussolini miał wiele wad, nie liczył się z ludźmi, nie miał nosa do polityki, jego dyktatorskie zapędy były komiczne i tragiczne zarazem. Ale domy kazał budować solidnie. Aldo, znajomy kierowca pracujący w firmie transportowej, twierdzi, że wszystko to, co powstało w czasach faszystowskich, wytrzymuje największe nawet trzęsienia ziemi. Za przykład podaje kamienice i siedziby banków w L’Aquili.
W dwa tysiące dziewiątym roku miało tam miejsce tragiczne trzęsienie ziemi. Zginęło trzysta dziewięć osób, a ponad czterdzieści tysięcy straciło dach nad głową. W centrum stolicy Abruzji runęły prawie wszystkie budynki wzniesione w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Nie wytrzymały kościoły. Z akademików zostały tylko ściany. Ale domy wybudowane za czasów Mussoliniego się ostały. Te z lat pięćdziesiątych i późniejsze nie są warte funta kłaków.
Coś jest na rzeczy. Kamienica, w której mieszkam, została wzniesiona w 1937 roku. Poprzedni właściciel mieszkania, podobnie jak sąsiad nade mną, nie wymienił w nim żadnych drzwi – ani wejściowych, ani balkonowych. Ja chciałem zafundować sobie nowe – balkonowe. Powstrzymał mnie fachowiec, który zapewniał, że lepszych niż te, które mam, nigdzie nie znajdę.
O tym, jak bardzo są solidne, przekonałem się na własnej skórze, kiedy przypadkowo zatrzasnąłem się na balkonie. Paliłem papierosa i przez nieuwagę łokciem szturchnąłem drzwi. Wiał mocny wiatr. I stało się. Pechowo nie zabrałem ze sobą komórki. Walczyłem z drzwiami ponad godzinę. Bezskutecznie. Po czym zrezygnowany zacząłem balkon sprzątać. Bo co robić? Pomocy wezwać nie mogłem. Krzyczeć nie potrafię. Nie wiedziałem jednak, że przez cały czas moją batalię obserwowały trzy starsze sąsiadki z kamienicy naprzeciwko. To one wezwały straż pożarną.
Tego feralnego dnia zobaczyłem Willema Dafoe na własne oczy.
Po wydostaniu się z balkonu pojechałem na via Dei Banchi Nuovi do galerii Guildenstern, która specjalizuje się w sprzedaży plakatów filmowych. Znajomy kolekcjoner powiedział mi, że to jedno z lepszych miejsc w Rzymie, że właściciel ma wspaniałą kolekcję, że pochodzi z Neapolu, jest synem albo wnukiem arystokraty i nie zależy mu na zarabianiu pieniędzy, a prowadzi galerię, bo kocha sztukę. Byłem ciekaw, czy posiada jakieś polonica. Okazało się, że plakaty z Polski stanowiły prawie jedną czwartą jego kolekcji. Miał wszystko to, co najcenniejsze i najdroższe. Zapytałem, czy ma w zbiorach plakaty Wiktora Górki.
–?Proszę bardzo – odpowiedział. – Nie ma sprawy. Mam jego plakat do “Słoneczników”.
Jest to film z 1971 roku w reżyserii Vittoria De Siki, z Sophią Loren i Marcellem Mastroiannim. Poza tym miał Cieślewicza, Tomaszewskiego, Zamecznika, Fangora i Starowieyskiego. Miał wszystko.
Gdy wychodziłem, kątem oka zobaczyłem, że w rogu sali wisi także współczesny plakat ze znajomą twarzą. Tak, to był Willem Dafoe. A plakat reklamował film “The Lighthouse” z 2019 roku, w którym aktor zagrał z Robertem Pattinsonem. Jednak go nie kupiłem. Wyszedłem stamtąd z plakatami do “Słoneczników” i Hansa Hillmanna do filmu Luisa Buñuela “Zbrodnicze życie Archibalda de la Cruz” w wersji niemieckiej. Obydwa genialne.
Wracałem do domu, powtarzając sobie w duchu, że już nigdy, przenigdy nie zapalę papierosa. Na balkonie.
Rzym. Miasto nad miastami
Rzym. Miasto nad miastami materiały promocyjne Wielka Litera