Urna wyborcza jest jednym z symboli wyborów
Do tej pory brałem jedynie czynny udział w wyborach, ale od jakiegoś czasu chciałem sprawdzić, jak wygląda praca “od drugiej strony”, czyli w komisji wyborczej. Szansa na to nadarzyła się dopiero przy okazji ostatnich wyborów samorządowych. Na początku myślałem, że będzie to łatwa i przyjemna praca, to ostatecznie okazało się, że obowiązków miałem zdecydowanie więcej, niż sądziłem. Mimo tego nie żałuję.
- Udział w komisji na wyborach samorządowych okazał się bardziej wymagający niż się spodziewałem
- Praca komisji zaczyna się wcześniej niż w dzień głosowania, obejmuje spotkania organizacyjne, szkolenia i przeglądanie wytycznych
- Dzień wyborów zaczął się dla mnie przed 5 rano, a praca związana z przygotowaniem lokalu i kart do głosowania była niezwykle wymagająca. W domu byłem o 3 w nocy
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Mam 27 lat, a moimi pierwszymi wyborami byłe te z 2015 r., w których Andrzej Duda pokonał Bronisława Komorowskiego w walce o fotel prezydenta RP. Od jakiegoś czasu chciałem jednak sprawdzić się w roli członka komisji. Wcale nie z dziennikarskiej ciekawości.
Otrzymanie miejsca w jednej z obwodowych komisji wyborczych nie jest łatwą sprawą — w mojej Dębicy (50-tysięczne miasto w woj. podkarpackim) chętnych jest znacznie więcej niż miejsc. Pewne swojego przedstawiciela mogą być tylko największe komitety, pozostałe dobierane są w drodze losowania. Ostatecznie moje nazwisko znalazło się w gronie szczęśliwców.
[object Promise]
Praca w komisji zaczyna się kilkanaście dni przed głosowaniem
Praca członka komisji nie zaczyna się dopiero w dniu głosowania — wcześniej trzeba odbyć m.in. spotkanie organizacyjne, na którym wybiera się przewodniczącego komisji i jego zastępcę. Najlepiej postawić na osobę, która była w komisji już kilka razy, a najlepiej już jej szefowała — jak się później okaże, nasz wybór był jak najbardziej trafiony.
Oprócz spotkania organizacyjnego każdy członek musi przejść obowiązkowe szkolenie, na którym słuchaliśmy urzędniczki i oglądaliśmy przygotowaną przez nią prezentację. Nie łudźmy się, nie należało do najciekawszych. Prowadząca kilka razy podkreślała, że są to trudne wybory, szczególnie dla “świeżaków”, czyli kogoś takiego jak ja. Wprowadziła drobny niepokój. Ten jednak dopiero miał wzrosnąć.
Zaraz po szkoleniu dostałem od prowadzącego wytyczne dotyczące pracy komisji, które przynajmniej raz powinien przejrzeć każdy członek. Nie był to krótki dokument i liczył ponad 110 stron. Zestresowany od razu zacząłem czytać ustawę.
Każdy członek OKW musi przejść szklenie
Jeszcze w trakcie szkolenia dowiedziałem się, że będę musiał pojawić się w urzędzie miasta dzień przed datą wyborów, by wraz z innymi członkami komisji przeliczyć wszystkie karty do głosowania, które nasza OKW otrzymała z drukarni. Było tego sporo, bo ponad 5 tys. stron. Jak się później okazało, dokładne policzenie kompletów i pogrupowanie je w mniejsze pakiety będzie kluczowe do sprawnego przeliczania głosów już po otwarciu urny.
Każda karta do głosowania musi mieć pieczątkę
W końcu nadszedł. Dzień wyborów rozpoczął się dla mnie przed godz. 5 rano — dałem sobie godzinę na dojście do siebie po tak wczesnej pobudce i dotarcie do lokalu. Praca komisji rozpoczyna się na około godzinę przed otwarciem lokali wyborczych. Na miejscu trzeba wszystko przygotować — podzielić spis wyborców na kilka stanowisk, przygotować stoliki, zaplombować urnę, rozwiesić instrukcje i obwieszczenia oraz ostemplować przynajmniej część kart do głosowania.
O tym akurat nikt mi nie powiedział wcześniej — wszystkie karty do głosowania muszą być ostemplowane! Niezależnie od tego, czy ostatecznie zostaną wydane, czy nie. W związku z tym nawet mimo tego, że wydaliśmy około połowy, pieczątkę komisji musiała mieć każda z ponad 5 tys. kart. Pracy było sporo, ale na szczęście można ją było wykonać już po tym, jak pierwsi wyborcy pojawili się w lokalu.
O ile przybijanie pieczątek było dość łatwe (i jednocześnie nudne), o tyle wydawanie kart do głosowania, przynajmniej na początku, sprawiło, że mocno się stresowałem. Jak uczulała nas prowadząca szkolenie, te wybory nie należały do łatwych, głównie ze względu na mnogość kart do głosowania — na burmistrza, do rad powiatu i miasta oraz do sejmiku wojewódzkiego. Jedne większe, inne mniejsze.
Wybory samorządowe w Polsce. Zdjęcie ilustracyjne
Należało zatem dbać o to, by każdemu wyborcy wydać po cztery różne karty — pomagały w tym nie tylko kolory, ale właśnie rozmiar. Pracę można było sobie ułatwić, tworząc gotowe pakiety, przygotowane na wypadek, gdyby w lokalu pojawiło się nagle więcej osób przypisanych do danego stanowiska. To także wówczas trzeba było bardziej uważać, szczególnie gdy wyborcy pojawiali się w lokalu z dziećmi, które nieświadomie mogły rozproszyć, np. poprzez zadawanie pytań.
Głosowanie było spokojne, prawdziwa zabawa zaczęła się po zamknięciu lokalu
Samo głosowanie w naszym obwodzie przebiegło bez żadnych incydentów. Wyborcy byli wyjątkowo zdyscyplinowani i w znacznej większości wiedzieli, co po kolei należy zrobić po wejściu do lokalu. Z mediów wiem przecież, że bywa różnie.
Na początku pojawiały się jeszcze żarty dotyczące mężów zaufania, którzy także byli obecni w lokalu. Kawały orbitowały głównie wokół ich “żon”. “O, widzę męża. A gdzie pan ma żonę?”, “Z żoną to bym chętnie usiadł przy stoliku” — powtarzali panowie w średnim wieku. Dość miałem już po dwóch takich żartach. Tak będzie do końca? Na szczęście ustały, gdy w roli męża pojawiła się kobieta. Odwagi już zabrakło.
[object Promise],[object Promise],[object Promise]
Co do kwestii toalety i jedzenia — nie było z tym najmniejszego problemu. Butelkę wody miałem cały czas obok stolika, więc w wolnych chwilach się nawadniałem. Jako komisja mieliśmy także swoje pomieszczenie socjalne, w którym nie tylko trzymaliśmy wszystkie niezbędne rzeczy, ale mogliśmy także coś zjeść. Gdy była taka potrzeba, na stanowiskach podmieniali mnie inni członkowie lub przewodniczący.
Jeszcze przed zamknięciem lokalu naiwnie dopytałem przewodniczącego, czy jest szansa, że wyrobimy się ze wszystkim do północy. — Nie ma takiej opcji — odparł jednoznacznie.
Wówczas przyszło mi do głowy myśli, że bierze pod uwagę pomyłki w liczeniu głosów, więc wciąż nie dowierzałem, że będę musiał aż tak długo siedzieć. Dopiero później okazało się, jak dużo formalności jest do zrobienia oraz jak dokładnie wszystko musi być sprawdzone — w przeciwnym razie system informatyczny bez skrupułów wskazałby błędy.
Ktoś dopisał do listy kandydatów Adama Małysza
O tym, że wieczór przedłuży się niemal do poranka, zdałem sobie sprawę, gdy ustaliliśmy, że nie pogubiliśmy żadnej karty i przeszliśmy do otwierania urny. Po zerwaniu plomb i wysypaniu kart wyborczych na stoliki moim oczom ukazał się nieprzebrany stos papieru, w którym trudno było się połapać. Samo sortowanie kart i łączenie ich z poszczególnymi głosowaniami zajęło nam dobrych kilkadziesiąt minut.
Gdy już się z tym uporaliśmy, przeszliśmy do liczenia głosów do rady miasta. Zaczęliśmy od grupowania głosów na dany komitet, a później na wskazanego kandydata. Analogicznie robiliśmy w przypadku rad powiatu i sejmiku województwa. W międzyczasie oddelegowaliśmy kilka osób do przeliczenia wyników w głosowaniu na burmistrza.
Sposób przeliczania pokazał nam przewodniczący. Liczba głosów nie zgodziła nam się właściwie tylko w przypadku głosowania do rady powiatu. Szybko jednak udało się znaleźć miejsce pomyłki.
Trafiło się kilkadziesiąt głosów nieważnych. Ktoś nawet dopisał do listy Adama Małysza i na niego “oddał” swój głos. Najwięcej było kart pustych, niektóre w pełni przekreślone. W wielu w kratce zamiast “iksa” widniał “ptaszek”.
Po liczeniu mogliśmy przejść do pakowania kart wyborczych i wypełniania wszystkich niezbędnych protokołów. To także zajęło nam kolejne kilkadziesiąt minut. Nim się obejrzałem, na zegarku było już po godz. 2.
Spać poszedłem o godz. 4 nad ranem. Mimo tego będę chciał to powtórzyć
Pracę zakończyliśmy o godz. 2.30, pół godziny później byłem w domu, gdzie czekałem na ewentualny telefon od przewodniczącego, gdyby coś w złożonej przez nas dokumentacji, by się nie zgadzało. Spać poszedłem dopiero o godz. 4.
Za pierwszą turę otrzymam 700 zł diety, ale z racji, że liczenie głosów zakończyło się dopiero w poniedziałek, mogłem liczyć na ustawowe wolne w pracy także we wtorek! I choć początkowo myślałem, że praca w komisji dotyczy tylko niedzieli, to ostatecznie nie żałuję, że spróbowałem. Przede mną jeszcze druga tura, która jednak powinna być dużo łatwiejsza, a liczenie głosów tylko z jednego głosowania powinno być zdecydowanie szybsze. Stawka pozostanie ta sama.
News Related-
Małgorzata Kożuchowska i Redbad Klynstra byli parą. Wygadała się Katarzyna Nosowska
-
Oto ile pieniędzy zarabiają nauczyciele w roku 2023/2024. Takie są ich wypłaty i dodatki. Zobacz minimalne wynagrodzenie 28.11.2023
-
Janek poszedł tylko po jedzenie dla królików. Został ciężko ranny
-
CCC przecenia skórzane kozaki Lasocki. Zachwycają prostym krojem. Okazje też w eobuwie, Deichmann
-
Nie minęło 48 godzin. Błaszczak musi się tłumaczyć z deklaracji
-
Dania ze szkolnej stołówki. Koszmar czy miłe wspomnienie z dzieciństwa? Tak gotowano w PRL
-
Rosja szykuje uderzenie? Putin zatwierdził plan ws. armii
-
Ekstraklasa siatkarek. Pewna wygrana ŁKS Commercecon Łódź
-
Dane medyczne Polaków w sieci. Niewiele można z tym zrobić (aktualizacja)
-
Burza stulecia paraliżuje południową Rosję i Krym; zalane autostrady i budynki, setki tysięcy ludzi bez prądu
-
Android Auto: odświeżone Mapy Google w kolejnych samochodach
-
Lech Wałęsa ujawnił, co zrobił z pieniędzmi za Pokojową Nagrodę Nobla. Piękny gest
-
"Milionerzy" - Tomasz szedł jak burza, ale poległ na pytaniu o byka
-
Urządzili kobietom piekło i uciekli. Usłyszeli zarzuty. Znamy szczegóły